[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nie czułam. Zupełnie jakbym stała się bezcielesną świadomością pływającą w stawie, który był płynny,
choć nie mokry. Zauważyłam, że z głębi emanuje jakieś światło. Podskoczyłam jak ryba, by się
rozpędzić, po czym zanurkowałam w poszukiwaniu tego światła.
Wynurzyłam się, by zaczerpnąć powietrza.
 Jak głęboki jest ten staw?
Sięga aż do środka ziemi.  Głos Esperanzy był czysty i głośny. Brzmiała w nim taka pewność, że
poczułam ochotę wyrażenia swego sprzeciwu. W powietrzu wisiało jednak coś dziwnego, coś, co mnie
powstrzymało, jakiś nienaturalny bezruch, napięcie, które nagle wybuchło wokół nas szeleszczącym
dzwiękiem, jakimś ostrzegającym szeptem, złowieszczym ostrzeżeniem, że dzieje się coś dziwnego.
Dokładnie na tym samym miejscu, gdzie przedtem znajdował się dozorca, stała Esperanza. Była
kompletnie naga.
Gdzie jest dozorca?!  krzyknęłam z paniką.
 Ja jestem dozorcą  odparła.
Przekonana, że robią mi jakiś potworny kawał, jednym ruchem podciągnęłam się na wiszący głaz,
na którym stała Esperanza.
 Co się dzieje?  spytałam głosem, który ograniczał się do szeptu, bo ledwo mogłam oddychać.
Ruchem ręki nakazała mi milczenie i zbliżyła się do mnie tym bezkostnym, rozwijającym się
ruchem, który był dla niej tak charakterystyczny. Zgięła szyję, by na mnie spojrzeć, po czym podeszła i
pokazała mi mój zegarek zapięty na jej ręce.
 Ja jestem dozorcą powtórzyła.
Odruchowo pokiwałam głową, ale nagle przede mną zamiast Esperanzy pojawił się dozorca, nagi
jak przedtem, i wskazywał na zegarek na swojej ręce. Nawet nie spojrzałam na zegarek, całą uwagę
skupiłam na jego częściach intymnych. Wyciągnęłam rękę, by go dotknąć, sprawdzić, czy może jest
hermafrodytą. Nie był. Wciąż wyciągając rękę bardziej wyczułam, niż zobaczyłam, jak jego ciało zwija
się i nagle dotknęłam kobiecej pochwy. Rozchyliłam wargi sromowe, by się przekonać, czy nie jest w
nich ukryty penis.
 Esperanza...  Mój głos ucichł, jakby coś się zacisnęło na mojej szyi. Byłam świadoma, że woda
się rozstąpią i coś mnie wciągnęło do stawu. Poczułam zimno. Nie było to zimno fizyczne, lecz raczej
świadomość braku ciepła, światła, dzwięku, braku ludzkich uczuć w tym świecie, w którym istniał staw.
Obudziło mnie ciche chrapanie. Zulejka spała koło mnie na słomianej macie leżącej na ziemi.
Wyglądała pięknie jak zawsze, młodo i silnie, a jednak bezbronnie  inaczej niż pozostałe czarownice
 pomimo całej harmonii i mocy, jaka z niej emanowała.
Przyglądałam jej się przez chwilę, po czym usiadłam sztywno, gdy do głowy zaczęły mi napływać
wspomnienia wydarzeń poprzedniej nocy. Chciałam nią potrząsnąć
i zażądać, by powiedziała, co się stało, kiedy zauważyłam, że nie znajdujemy się koło stawu na
wzgórzach, lecz dokładnie w tym samym miejscu, gdzie siedziałyśmy wcześniej, przy frontowych
drzwiach domu czarownic.
Zastanawiając się, czy to wszystko było tylko snem, delikatnie potrząsnęłam ją za ramię.
 Ach, wreszcie się obudziłaś  wymruczała sennym głosem.
 Co się stało?  spytałam.  Musisz mi wszystko opowiedzieć.
 Wszystko?  powtórzyła, ziewając głośno.
 Wszystko, co się wydarzyło nad stawem  warknęłam niecierpliwie. Znowu ziewnęła, po czym
zachichotała. Spojrzała na mój zegarek, który miała na ręce i powiedziała, że coś we mnie zmieniło się
o wiele bardziej, niż się tego spodziewała.
 W świecie czarowników istnieje naturalna bariera, która nie dopuszcza bojazli-wych dusz 
wyjaśniła.  Czarownicy potrzebują ogromnej siły, by ją przekroczyć. Widzisz, czuwają na niej potwory,
latające smoki i istoty demoniczne, które oczywiście są tylko bezosobową energią. My sami, przez
nasze lęki, przekształcamy tę energię w piekielne stwory.
 Ale co z Esperanza i dozorcą?  wtrąciłam.  Zniło mi się, że oboje są tobą.
 Bo są  powiedziała, jakby to była najnaturalniejsza rzecz pod słońcem.  Właśnie ci
powiedziałam. Przesunęłaś się głębiej niż się tego spodziewałam i wkroczyłaś w stan, który śniący
określaj ą jako śnienie w światach innych niż ten.
Ty i ja śniłyśmy w różnych światach. To dlatego nie czułaś wody. To świat, w którym nagual Elias
znalazł wszystkie swoje wynalazki. W tym świecie mogę być mężczyzną albo kobietą. I tak samo jak
nagual Elias sprowadził na ten świat swoje wynalazki, tak samo ja sprowadzam Esperanzę albo
dozorcę. Czy też raczej czyni to moja bezosobowa energia.
Nie potrafiłam ująć w słowa swoich myśli. Opanowało mnie przemożne pragnienie, by uciec z
krzykiem, ale nie mogłam go przełożyć na działanie. Panowanie nad ruchami już przestało być
kwestią woli. Spróbowałam wstać i krzyknąć, ale upadłam na ziemię.
Zulejka bynajmniej nie przejęła się ani nie wzruszyła moim stanem. Mówiła dalej, jakby nie
widziała, że ugięły się pode mną kolana, jakbym nie leżała na ziemi jak szmaciana lalka.
 Jesteś dobrą śniącą. W końcu przez całe życie śniłaś z potworami. Teraz nadszedł czas, byś
zdobyła energię potrzebną do śnienia jak czarownicy, do śnienia o swej bezosobowej energii.
Chciałam jej przerwać, powiedzieć, że w moim śnie o Esperanzie i dozorcy nie było nic
bezosobowego, że był w istocie gorszy od potworów z moich nocnych koszmarów, ale nie mogłam
wydusić z siebie ani słowa.
 Dziś w nocy twój zegarek przywrócił cię z powrotem z najgłębszego snu, jaki kiedykolwiek miałaś
 ciągnęła Zulejka, nie zważając na dziwne dzwięki wydobywające się z mojego gardła.  1 nawet
kamień może to udowodnić.
Podeszła do miejsca, w którym leżałam z otwartymi ustami, gapiąc się na nią. Wymacała moją
kieszeń. Miała rację. Był tam, kamyk, który podniosłam ze sterty.
XIX
Obudził mnie głośny hałas. Usiadłam w swoim hamaku spoglądając w ciemność i zobaczyłam, że
drewniane żaluzje zasłaniające okna są opuszczone. Wokół mnie wirował zimny, ssący wiatr. Liście
szeleściły na patio za moim pokojem. Szelest przybrał na sile, po czym zszedł do delikatnego szumu.
Przez pokój przetoczył się przyćmiony blask i niczym mgła przylgnął do ścian.
 Nagual!  wykrzyknęłam. Na chwilę, jakbym go wywołała, Isidoro Baltazar pojawił się u stóp
mojego hamaka. Wyglądał jak prawdziwy, choć było w nim coś nieokreślonego, był jak obraz odbity w
wodzie. Odchrząknęłam, chcąc coś powiedzieć, ale z moich ust wydobyło się tylko ciche skrzeknięcie,
kiedy obraz rozpłynął się we mgle. Potem mgła odpłynęła, niespokojna i gwałtowna jak wiatr na
zewnątrz.
Zbyt spięta, by spać, usiadłam otulona kocem, zastanawiając się, czy dobrze zrobiłam,
przyjeżdżając do domu czarownic w poszukiwaniu Isidoro Baltazara. Nie wiedziałam, dokąd jeszcze
mogę pójść. Niecierpliwie przeczekałam trzy miesiące, a potem mój niepokój tak się zaostrzył, że w
końcu musiałam zacząć działać. Któregoś dnia rano  przed siedmioma dniami  pojechałam, nie
zatrzymując się po drodze, do domu czarownic. W moim umyśle nie pojawiło się wtedy najmniejsze
nawet pytanie, czy dobrze robię  nawet kiedy musiałam przejść przez mur na tyłach domu i wkradłam
się przez otwarte okno. Jednakże po siedmiu dniach oczekiwania moja pewność zaczęła się chwiać.
Wyskoczyłam z hamaka na podłogę, lądując niewygodnie na bosych piętach. Taki wstrząs zwykle
pomagał mi rozwiać wątpliwości, lecz nie tym razem. Znowu położyłam się w hamaku.
Jeżeli czegoś się nauczyłam w ciągu tych trzech lat, które spędziłam w świecie czarnoksiężników,
to tego, że ich decyzje są ostateczne, zaś moją decyzją było żyć i umrzeć w ich świecie. Teraz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •