[ Pobierz całość w formacie PDF ]

uśmiechnąć. - Przydadzą mi się!
- Ależ panno Wells! - wykrzyknęła z przejęciem Catheri-
na. - Nie może pani mieszkać sama!
- A co innego mi pozostaje?
- Jak rozumiem, ma pani braci...
Decima zadrżała.
- Dziewięciu, a jeden gorszy od drugiego. - Przynajmniej
już nigdy więcej nie będzie musiała oglądać Edmunda, Alfreda,
Petera, Bartholomew, Johna, Josepha, Rogera, Stephena ani
Timothy'ego. Zwłaszcza Timothy'ego.
- Ale pani szanse na małżeństwo, moja droga...
58
- Małżeństwo? Ha!
- Nie chce pani wyjść za mąż? - Alexander patrzył na nią
ze zdumieniem.
- Nie, nie chcę. - Wzdrygnęła się. Przy każdej wizycie
u braci coraz bardziej przekonywała się do swojego zdania.
Jej biedne bratowe wszystkie były mniej więcej w takim
samym stopniu uciskane przez swoich znamienitych mężów.
Wolno im tylko rodzić dzieci, i to najlepiej chłopców. - Och,
gdybym tylko mogła być mężczyzną!
- Dlaczego chciałaby pani być mężczyzną? - zapytał Ale-
xander.
- Nieżonaci mężczyzni wiodą bardzo wesołe życie, o wiele
ciekawsze niż kobiety w ich sytuacji. Poza tym mogą swobodnie
zarabiać na siebie, nawet zrobić fortunę.
Catherina wyglądała na przerażoną.
- Moja droga panno Wells, naprawdÄ™ nie powinna pani
mówić takich rzeczy!
Decima po raz pierwszy się uśmiechnęła.
- Wiem. To nie pasuje do damy, ale ja już mam dosyć
sznurowania ust tylko dlatego, że jacyś męż... ludzie coś złego
sobie o mnie pomyślą. - Może, w ogólnym rozrachunku, to,
że ojciec ją wyrzucił, nie jest aż tak straszne, pomyślała.
- Ale będzie pani potrzebowała pomocy jakiegoś mężczyzny,
który zajmie się pani majątkiem - stwierdził sucho Alexander. -
Może ktoś z dalszej rodziny, jeśli nie chce pani angażować
braci. Czy ma pani ojca chrzestnego?
- Mój ojciec chrzestny nie żyje. Zresztą nie mogłabym zaufać
żadnemu mężczyznie z rodziny Wellsów i podejrzewam, że każdy
z nich z wielką ochotą położyłby ręce na moich pieniądzach.
- Znam to uczucie - mruknÄ…Å‚ Alexander.
59
Decima spojrzała na niego.
- Tak?
- Mam brata... ale to teraz nieważne. Proszę mi powiedzieć,
panno Wells, dlaczego wybrała się pani oglądać żyrafy?
- Zawsze marzyłam o tym, by zobaczyć centaura, a żyrafa
to najbliższe, co los mi podsunął. Kiedy byłam dzieckiem,
mówiono o nich, że to pół wielbłądy, pół lamparty - i myślę,
że właśnie przez to przyszło mi do głowy, że są jak centaury -
wie pan, pół konie, pół ludzie. Co tak naprawdę mi się podoba -
kończyła już poważniej - to metafora. %7łyrafy były dla mnie
metaforą możliwości.
Przez chwilę milczała.
- Zastanawiam się, jak one śpią. Nie wygląda na to, by
mogły usiąść albo się położyć. Jak mogłyby się zgiąć? I dlaczego
majÄ… takie dziwne plamki? Dla mnie sÄ… symbolem innych
stworzeÅ„. Nie pasujÄ… do naszych normalnych wyobrażeÅ„ o zwie­
rzÄ™tach, a raczej nie pasujÄ… do tego, co my nazywamy normal­
nym. Ale w Afryce to one są normą, a my jesteśmy postrzegani
jako ciekawostka. To mi siÄ™ podoba.
Zamilkła nagle, widząc, że Alexander i Catherina wpatrują
siÄ™ w niÄ… ze zdumieniem, a Catherina chyba także ze współ­
czuciem.
- To naturalne, że przez to uderzenie w głowę nachodzą
panią takie dziwne myśli - rzuciła uspokajająco.
Decima wybuchnęła śmiechem.
- Obawiam siÄ™, że to jest mój zwyczajny sposób rozumo­
wania, pani Thompson. Jestem zakałą rodziny i przeważnie
staram się trzymać swoje przemyślenia dla siebie.
3
Ozdobny pokój w Jones Court był pełen dymu. Kariatydy
podtrzymujące marmurowy kominek spoglądały surowo w dół
na Neli, która smażyła trzy piklingi na wolnym ogniu. Zjełczały
olej pryskał z trzaskiem na podłogę. Na stole leżał bochenek
chleba, kawałek wyschniętego sera, stały trzy popękane talerze
i dzban piwa.
Neli po raz ostatni przekręciła ryby, chrząknęła z aprobatą,
przerzuciła je na gazetę i zaniosła do stołu.
Bob i Springer pochylali siÄ™ nad jakÄ…Å› pospiesznie naszki­
cowaną mapą i wcale nie zwracali uwagi na Neli, która
rzuciwszy im na talerze piklingi, przysunęła sobie stołek.
- No? - zapytała.
Springer oderwał skibkę z bochenka i powiedział:
- Mówiłem właśnie Bobowi, że nie będzie łatwo włamać
się do Peverell Park. Jest tam pięciomilowy podjazd, mnóstwo
służby na zewnątrz i chyba jeszcze więcej w środku.
- Cholera! - Neli rozerwała rybę palcami.
- I jeszcze to duże jezioro.
61
- Nie złość jej, Springer - powiedział Bob, mrugając do
Neli. - Znajdziemy jakiś sposób.
- Tylną drogą, która prowadzi do stajni, można by, gdyby...
- Gdyby?
- W stajni pracuje jeden chłopak, stajenny, nazywa się
Collins. Chce nam pomóc - za piątaka. Ale będzie kłopot
z wywiezieniem skradzionych rzeczy z posiadłości. Collins
mówi, że w Guildford w tawernie Old Grey Marę ma znajomych,
którzy pomogą załatwić coś do transportu.
- Gdzie są te rzeczy, które mamy ukraść? - zapytał Bob.
- W sejfie na ścianie w spiżarni. Obok spiżarni jest mała
izba, w której śpi stary lokaj.
- Mabroń? -Bobwiedział,żelokaje,którzystrzegąskarbów
rodzinnych, często są uzbrojeni.
Springer skinął głową, ale wyjaśnił, że, zdaniem Collinsa,
lokaj nie umie się nią posługiwać. Biedny stary niedołęga ma
ponad siedemdziesiÄ…tkÄ™.
- Chyba warto spróbować, co?
- Collins mówi, że w tym sejfie trzymają dużo cennych
przedmiotów. Starszy pan przywiózł kupę dobrego towaru
z Indii, no i jest tam jeszcze rodzinna biżuteria. Widział
niektóre rzeczy. Rubiny prawie tak wielkie jak strusie jaja. No
i złote talerze. Jest po co ryzykować.
Neli głośno beknęła. Jej zdaniem, wszystko to brzmiało zbyt
dobrze, żeby było prawdą.
- A co z tym Peverellem? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •