[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Chyba rozumiem. Zamierzasz zakończyć wojnę z Rafaelem ostatecznym podbo-
jem. Nie musisz w tym celu kupować samochodu. Możesz go pożyczyć.
- Racja. Chociaż jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, dobrze byłoby mieć pod
ręką pamiątkę dawnych wydarzeń.
- Ale nie tak drogą. - Gabrielle rozłożyła katalog zabytkowych aut. - Czy zdajesz
sobie sprawę, ile taka zabawka z tysiąc dziewięćset pięćdziesiątego szóstego roku kosz-
tuje?
Simone zerknęła na cenę.
- Ojej, aż tyle? - jęknęła.
- Tak. Nawiasem mówiąc, chyba brzydszego pojazdu w dziejach ludzkości nie
skonstruowano.
Lepiej nie kupuj tej pokraki. Czy koniecznie musi być niebieskie?
- Zależy mi na możliwie wiernym odtworzeniu realiów.
- Josien co roku skrupulatnie spisywała listę zaproszonych na winobranie - oznaj-
miła Gabrielle z odcieniem dumy w głosie. - Lokaj notował w książce parkingowej, kto
przyjechał jakim samochodem i gdzie należało go postawić. Wystarczy znalezć te zapiski
i dotrzeć do właściciela. Jeśli użyjesz swego uroku osobistego, na pewno pożyczy ci auto
na ten wieczór.
- Zwietna myśl.
- No jasne. Dzięki mnie oszczędzisz fortunę i zachowasz reputację osoby o dobrym
guście. - Gabrielle jeszcze raz z niesmakiem zerknęła w katalog. - Kto o zdrowych zmy-
słach kupiłby taką szkaradę?
R
L
T
Luc z Rafaelem stali na środku salonu zabytkowych samochodów. Większość wy-
stawionych egzemplarzy wyprodukowano przed tysiąc dziewięćset pięćdziesiątym ro-
kiem. Mało który byłby w stanie jezdzić po dzisiejszych drogach.
- Dlaczego właśnie bugatti? - chciał wiedzieć Luc, chyba po raz pięćdziesiąty. - Pa-
skudne to, drogie, a co najgorsze, zaprojektowane przez Włochów. Nie wolałbyś na
przykład nowego traktora?
- Nie. Potrzebuję bugatti. Tego. - Rafael wskazał palcem niebieskiego potwora na
końcu sali.
Z lekka łysiejący sprzedawca w sztywnym garniturze i czerwonym krawacie stał z
boku. Pochwyciwszy spojrzenie Rafaela, podszedł do nich w mgnieniu oka. Rafael po-
prosił o opisanie samochodu.
- Wspaniały wybór, monsieur!
Luc prychnął. Rafael uśmiechnął się, niezrażony jego reakcją.
- Wszystkie części oryginalne, silnik wyremontowany, odnowione wnętrze, dzie-
sięcioletnia gwarancja. Obicia odtworzył wybitny specjalista według oryginalnego pro-
jektu...
- Ile kosztuje? - przerwał mu Rafael.
Gdy Luc usłyszał cenę, parsknął śmiechem. Nawet sprzedawca uśmiechnął się pod
nosem. Mimo to zachwalał dalej:
- To wielka rzadkość, prawdziwy rarytas. Od lat nikt nie wystawił na sprzedaż bu-
gatti 101 z tysiąc dziewięćset pięćdziesiątego szóstego roku. Wyprodukowano tylko
sześć takich egzemplarzy. Cena wydaje się astronomiczna, ale to naprawdę rzadki okaz
kolekcjonerski.
Rafael westchnął ciężko. Czyż Simone nie mogła go dopaść w czymś tańszym, jak
ferrari, lamborghini czy przy odrobinie szczęścia w angielskim aston martinie?
- Można nim jezdzić? Jest zarejestrowany?
- Tak, w automobilklubie. Możemy załatwić dla panów jazdę próbną w posiadłości
obecnego właściciela. Dysponuje własnym torem wyścigowym. Wystarczy niewielki
ekwiwalent pieniężny na znak dobrej woli.
Luc spoważniał. Zaczął uważnie słuchać.
R
L
T
- Do kogo należy? Może go znam.
- Nie wolno mi tego wyjawić. Mogę natomiast przekazać mu wasze nazwiska, jeśli
panowie sobie tego życzą.
Gdy Luc podał swoje, sprzedawca szeroko otworzył oczy. Gdy wymienił nazwisko
Rafaela, uzupełnione tytułem następcy tronu Maracey, omal nie zemdlał z wrażenia.
- Pozwólcie panowie, że zaraz zorganizuję tę przejażdżkę - zaproponował z głębo-
kim ukłonem, po czym pomknął co sił w nogach do kantorku na zapleczu.
- Dobrze być księciem - skomentował Luc po chwili namysłu.
- Owszem, czasami - potwierdził Rafael z tak promiennym uśmiechem, jakiego
nikt u niego nie widział od dzieciństwa.
- Zdradzisz wreszcie, po co ci to paskudztwo? - nalegał Luc.
- Przenigdy!
Bal z okazji winobrania w Caverness przypadał w czasie pełni księżyca. Na niebie
błyszczały miliony gwiazd. Gabrielle wzięła na siebie obowiązki gospodyni, by dać Si-
mone czas na przygotowanie planu uwiedzenia królewicza. Rano jak zwykle krążył po
wspólnej sypialni w samych spodniach od piżamy, póki nie zjadła śniadania. Następnie
pocałował ją w skroń i oznajmił, że zobaczy go dopiero wieczorem.
Obydwaj z Lucienem zniknęli gdzieś na cały dzień. Przed siódmą wieczorem,
mniej więcej godzinę przed przybyciem gości, Gabrielle zaczęła się niepokoić. Zwycza-
jem brata chodziła po pokoju Simone, tyle że kompletnie ubrana, o ile można nazwać
kompletnym strojem suknię bez rękawów, z odsłoniętymi ramionami.
- Luc obiecał, że wróci przed piątą - przypomniała co najmniej dwudziesty raz. - A
co mówił Rafael?
- Nic.
- Typowe. Która z nas do nich zadzwoni?
- Ty. Jako młoda mężatka powinnaś się zainteresować losem męża. W przeciwnym
razie gotów pomyśleć, że go zaniedbujesz.
Gabrielle pożyczyła od niej telefon i wystukała numer. Po krótkiej, serdecznej
wymianie zdań, zachichotała:
- Mówisz poważnie?
R
L
T
Najwyrazniej nie żartował, bo znowu parsknęła śmiechem, poprosiła, żeby wrócił
w ciągu godziny, i wyłączyła aparat.
- Samochód im nawalił, około dziesięciu kilometrów stąd - wyjaśniła. - Zciągnęli
jednego z robotników rolnych z przyczepą.
Simone usiadła przy toaletce i zaczęła upinać włosy. Dziewięć lat temu włożyła na
bal białą sukienkę. Nadal miała ją w szafie, ale nie pasowała już ani do zaokrąglonych
kształtów, ani do wizerunku dorosłej kobiety. Tym razem wybrała czerwoną, w iście kró-
lewskim stylu. Błyszcząca, miękka materia falowała przy każdym ruchu. Krawcowa do-
pasowała ją starannie do obfitszego biustu i lekko wypukłego brzuszka. Dobrała do niej
sandały w identycznym kolorze. Upięła wysoki kok za pomocą spinek z diamencikami,
żeby Rafael mógł je po jednej wyjmować.
Włożyła kolczyki z brylantami z kolekcji Duvalierów i bransoletkę od kompletu.
Ponieważ marzyła o tym, żeby poczuć na rękach i szyi dotyk warg Rafaela, zrezygnowa-
ła z naszyjnika i pierścionków. Niczego więcej nie potrzebowała, prócz dwóch słów, któ-
re dotąd nie padły z jego ust.
Ona też nie wyznała mu miłości, choć sygnalizowała ją na wszelkie możliwe spo-
soby. Znała go na tyle dobrze, by wiedzieć, że nie przyjąłby jej wyznania do wiadomo-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-
Archiwum
- Strona Główna
- Armenta, Kelly [Dragon 3] Dragon Envy
- MR 363 ESPACE 6
- D421. Adams Kelly (Jamison Kelly) FaĹszywa wróşka
- Andrzej Stasiuk Tekturowy samolot
- Rogers Evelyn Specjal 01 Twarz w oknie
- 122. Wilkins Gina Lato
- 35 DorÄĹ Christy MiśÂosna rozgrywka
- Anderson Poul ZaklćÂty miecz
- 1045. Lennox Marion Powrót ksićÂśźniczki
- Loius L'Amour Sitka
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- filmowka.pev.pl