[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jednakże za każdym razem przywoził z Kalinówki wielką torbę zapasów, więc ojciec uważał,
że Staś niczego więcej nie potrzebuje.
Drobne oszczędności oraz pieniądze skrycie podrzucane przez babkę, Staś
przeznaczał na rozrywki, głównie na odwiedzanie iluzjonu Fantazja , położonego w pobliżu
cerkwi św. Mikołaja. Tu z wielką uwagą uczył się widoków obcego świata, do którego
niedługo miał zamiar pojechać, albo też zaśmiewał się do rozpuku z wesołych perypetii fil-
mowych bohaterów.
W iluzjonie spotkał raz Floriana Sawickiego, ale kolega udawał, że go nie poznaje, co
wytłumaczył potem zasadami bezpieczeństwa.
- Chyba nie chcesz mnie zdekonspirować? - zapytał przyjaciel. - To nie widziałeś, że
w pierwszym rzędzie siedzi policja? Lepiej zachowajmy ostrożność. Ale nie bój się, niedługo
im tam siedzieć, niedługo!
Po seansach Staś Kalinowski chodził oglądać nowe fotografie w oszklonej gablocie
przed atelier Rembrandt . Tego dnia, gdy otrzymał honorarium w redakcji, też tam się udał.
Poszedł i doznał wstrząsu. Z gabloty patrzyła czarnooka Tamara!
Zdjęcie było niewielkie, bez wątpienia przedstawiało obie dziewczyny, które
odwiedziły kościół Piotra i Pawła w Zabłudowie, gdy Staś naprawiał tam organy.
Fotografię wykonano na sposób artystyczny - portrety dziewcząt zostały wpisane w
namalowane serca. Nie można było odgadnąć, gdzie zostały zrobione.
Staś nie spał prawie całą noc, rozmyślając o Tamarze i swoich przygodach,
związanych z jej poszukiwaniem. Następnego dnia, zapominając o wszystkim innym, pobiegł
do atelier. Miał całą listę szczegółowych pytań do właściciela firmy. Ale nie było potrzeby
ich stawiać. Pan Szymborski już po pierwszym pozbawił Stasia złudzeń.
- Zaginiona kuzynka? - spytał. - Mało prawdopodobne tłumaczenie, ale i tak nie mogę
panu pomóc. Zdjęcie zrobiłem chyba w zeszłym roku, nie pamiętam gdzie i w jakich
okolicznościach. Może powinien pan iść na policję?
Na usilne nalegania Stasia, Feliks Szymborski okazał jednak zrozumienie dla jego
kłopotu. Wyjął z gabloty fotografię i wręczył ją Kalinowskiemu, za dwa ruble gotówką.
Staś pobiegł do kwatery, gdzie spędził wiele czasu, patrząc na roześmianą twarz
Tamary.
- Znajdę cię - mruczał. - Kiedyś cię znajdę.
Potem wziął nożyce i odciął część z nieznaną koleżanką. Zdjęcie Tamary od tego dnia
nosił stale przy sobie.
***
Epitafium na grób pani Katarzyny Kalinowskiej nie zostało ułożone. Inny nagrobek i
epitafium zajęły wkrótce myśli starszej pani.
Roboty przy czyszczeniu dworskich stawów, rozpoczęte w listopadzie poprzedniego
roku, którymi kierował Ignaś Kalinowski, bardzo szybko zostały przerwane. Mróz skuł
ziemię, spadł śnieg i jakiekolwiek działania okazały się niemożliwe. Ale dzięki sprawności
robotników, przyprowadzonych przez Józefa Lulewicza, wykopano oba planowane rowy od
rzeczki Czarnej, aby woda mogła wpływać do stawów i oczyścić je trochę z naniesionego
przez lata mułu i rozmaitego śmiecia. W styczniu Ignaś wezwał kilku robotników i kazał im
ścinać tatarak i wszelkie inne zeschłe zielsko na brzegach stawów. Wystarczyło do tego
pięciu ludzi, pracy było na trzy dni, a trzcinę wykorzystali chłopi do zreperowania dachów na
niektórych chałupach.
Pan Michał Kalinowski, który któregoś dnia w marcu, gdy Czarna zupełnie odmarzła,
oglądał dotychczasowe postępy prac, był zadowolony. Wprawdzie rzeczka była maleńka a
nurt słaby, ale początek został zrobiony. Pochwalił robotników, pochwalił syna.
- Gdybyś mnie nie przekonywał, pewnie bym prac nie zaczął. A tak do wiosny
będziemy mieli pewność, czy cokolwiek z tego będzie.
- Będzie, będzie, ojcze - odpowiadał Ignaś z pewnym siebie uśmiechem.
Jego kolejnym pomysłem, nad którym pracował w długie wieczory, było zasadzenie
przy chłopskich chałupach drzew owocowych. Pan Michał był znacznie mniej przekonany do
sensu tych planów.
- Drzewa sadzić? - wzruszył ramionami. - Nie doczekają owocowania. Jak tylko jako
tako odrosną, chłopi zrąbią je na opał albo na jakieś tam swoje potrzeby.
W chłopskich gospodarstwach zawsze brakowało drewna, więc pomysł Ignasia
wydawał się bardzo egzotyczny. Wiązy w Kalinówce, przy drodze do dworu, tylko dlatego
ocalały, że za ich naruszenie groziły surowe kary, o czym niejeden z mieszkańców wioski
miał okazję dotkliwie się przekonać.
- Moglibyśmy się zastanowić nad drzewami owocowymi - przekonywał ojca Ignaś. -
Tak jak to robią w Niemczech i gdzie indziej. Chłopi mieliby owoce, co znacząco
poprawiłoby ich wyżywienie latem, a i na zimę jakieś zapasy mogliby robić. Zwróć uwagę,
ojcze, że niewiele trzeba, aby drzewa wydały owoce.
- Mało roboty? - wzruszył ramionami pan Michał. - Przeciwnie, drzewa, jak każda
inna uprawa, wymagają wiele starania, namysłu, nawożenia.
- Oczywiście, nieprędko osiągną taki stan jak w naszym sadzie - zgodził się Ignaś. -
Ale na pewno można byłoby zrobić jakiś początek. Przecież każdy z wieśniaków ma kawałek
ziemi przy chałupie, u każdego zmieści się kilka drzew bez potrzeby przeznaczania pod
uprawę choćby i skrawka ziemi ornej. Trzeba tylko znalezć sposób na przekonanie chłopów
do tej myśli.
Ignaś Kalinowski miał setki pomysłów, dotyczących spraw gospodarskich. Pan
Michał słuchał ich chętnie, ale rzadko kiedy dawał zgodę, żeby któryś wprowadzić w życie.
Przekonał się bowiem, że chłopi, nie rozumiejąc założeń, działali wbrew podobnym planom,
uważając je za pańskie, więc niepotrzebne, albo nawet szkodliwe.
- To zróbmy spotkanie w naszym sadzie, przekonajmy ich - zaproponował Ignaś.
Pan Michał nadal nie widział takiej potrzeby.
- A kto i w jaki sposób miałby ich przekonywać? Z góry zapowiadam, żebyś na mnie
nie liczył.
Ignaś miał widać wszystko przemyślane, ponieważ od razu przedstawił gotowy
projekt.
- Jeśli ojciec zezwoli, sam się tym zajmę. Najpierw oczywiście skończymy roboty
przy stawach, ale zaraz potem wezmę się za inne przedsięwzięcie.
- Zezwalam, zezwalam - zgodził się w końcu pan Michał. - %7łebyś tylko potem nie
żałował straconego czasu i włożonego wysiłku.
Ignaś uśmiechnął się ze spokojem.
- Nie boję się pracy, ojciec to wie. Nie boję się, a nadto wierzę, że dzięki niej
doprowadzimy Kalinówkę do kwitnącego stanu. Jeszcze z zagranicy będą do nas przyjeżdżać
praktykanci, uczyć się dobrej, nowoczesnej gospodarki. Jeronimowa pani baronowej nie
prześcigniemy, ale Topolanom pana Nowackiego na pewno damy radę.
Pan Kalinowski powtórzył, że chętnie zobaczy efekty tak ambitnych działań.
- Ale na razie skupmy się na stawach - przypomniał. - Jeszcze przy nich roboty huk.
***
Z początkiem kwietnia prace przy stawach dobiegały już końca. Rowy, którymi od
rzeczki spływała woda, spełniły swoje zadanie wstępnego oczyszczenia, teraz do pracy
przystąpili ludzie. Wszelkie zielsko i szlam wybrano na wielką pryzmę o dwieście kroków od
stawów.
- Słońce wysuszy, nie będzie taka wielka - planował Staś.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-
Archiwum
- Strona Główna
- Beaton M.C. Agatha Raisin 05 Agatha Raisin i Ĺmiertelny Ĺlub
- Bujold, Lois McMaster Vorkosigan 05 The Vor Game
- C E Murphy [Walker Papers 05] Demon Hunts (pdf)
- Lien_Merete_ _Zapomniany_ogrĂłd_05_ _Spotkanie
- South_Cobb_Sheri_ _SĹodkie_Marzenia_05_ _Wszystko_nie_tak
- Joel C Rosenberg Last Jihad 05 Dead Heat
- James White SG 05 Sector General
- Savannah Russe The Darkwing Chronicles 05 Under Darkness
- 05.Cass
- Crosby Susan Sekrety bogaczy 02 Tajemniczy opiekun
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- agpagp.keep.pl