[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Kto?
 Makulski. Stary Makulski. Jest tylko jego syn.
 W takim razie na co czekamy?  zdumiała się pani Herbst.  Jedzmy,
aby z nim porozmawiać.
Zrobiłem smutną minę.
 Już ktoś inny z nim rozmawia. I jestem prawie pewien, że nas nie zechce
dopuścić do udziału.
 Niepotrzebnie tracimy czas  oświadczyła.  Jeśli ktoś już jest u Makul-
skiego, to trzeba chyba zacząć działać.
 Owszem  skinąłem głową i zacząłem wydawać rozkazy.
138
Monice i pani Herbst nakazałem pozostać przy wehikule zagradzającym leśną
drogę. Wyjąłem kluczyki ze stacyjki i w ukrytym sprytnie miejscu w wozie odłą-
czyłem akumulator od rozrusznika. Teraz trzeba by chyba dzwigu, aby przesunąć
z miejsca mój wehikuł.
Poleciłem Winnetou i Wielkiemu Bobrowi, aby poszli za mną i w krótkich
słowach omówiłem z nimi plan działania. A potem Winnetou ruszył w las, w lewą
stronę, a Wielki Bóbr w prawą. Ja zaś pomaszerowałem do zagrody Makulskiego.
Wesoło pogwizdując omijałem kałuże błota i wody i wreszcie wkroczyłem na
wymarłe podwórze.
Stanąłem na środku, zwinąłem dłonie w trąbkę i zawołałem:
 Nie ma sensu bawić się w chowanego. Was jest zapewne kilku, a ja przy-
byłem sam. Chyba nie stchórzycie przede mną i któryś wyjdzie do mnie na roz-
mowę?
Nikt nie zareagował na wołanie. Ujadały tylko psy zamknięte w owczarni
i w oknie od kuchni ukazała się przerażona twarz żony Makulskiego.
Znowu zawołałem:
 Jeśli ktoś nie wyjdzie do mnie na rozmowę, to moi przyjaciele zawiadomią
milicję. Wszystkie drogi stąd są zablokowane samochodami. Zagrodę otaczają
uzbrojeni ludzie. . .
Jeszcze przez chwilę nie dostrzegłem żadnego ruchu na podwórzu, aż wreszcie
skrzypnęły odrzwia stodoły i wyszedł z nich ostrożnie gruby mężczyzna w kap-
turze, który zasłaniał mu twarz.
 Co widzę?  stwierdziłem z ironią.  I u nas zaczynają się już upo-
wszechniać stroje terrorystów z Zachodu.
W zamaskowanym osobniku rozpoznałem grubasa, który dowodził grupą Nie-
widzialnych. Kaptur okrył twarz, ale wydatne brzuszysko było wyrazne.
 Nie jesteśmy terrorystami  oznajmił piskliwym głosem.
 Tym lepiej, tym lepiej  zatarłem ręce, udając zadowolenie.  Jeśli jesz-
cze się okaże, że jesteście także inteligentni, na pewno się dogadamy.
 O co panu chodzi?  zapytał ponuro.
Zrobił ręką jakiś ruch i ze stodoły wyszło jeszcze trzech tak samo zamasko-
wanych drabów. Rozpoznałem wśród nich Pięknego Lola. A więc to była ta sama
grupa, którą napotkaliśmy nocą na bindudze.
Otoczyli mnie dość szerokim kołem. Ich było czterech, a ja sam. Ale zdawali
sobie chyba sprawę, że nie przyszedłem tutaj, uprzednio nie zabezpieczywszy się
w jakiś sposób. Dlatego zachowali dystans i ostrożność.
 Chcę wam dać szansę, panowie  powiedziałem.  Zagroda jest otoczo-
na, drogi zablokowane. Jeśli pozostawicie w spokoju Makulskiego i to, co praw-
dopodobnie u niego znalezliście, puścimy was wolno.
Piękny Lolo parsknął pogardliwym śmiechem.
139
 Ja tego faceta znam, panie kierowniku  rzekł do grubasa.  To jest wła-
śnie Samochodzik.
 Domyśliłem się tego  mruknął grubas.
 Tak jest  przytaknąłem.  Towarzyszy mi dwóch uzbrojonych przyja-
ciół. Dlatego musicie wybrać: chcecie mieć do czynienia z nami czy z milicją?
To mówiąc gwizdnąłem głośno i natychmiast zza owczarni rozległ się prze-
razliwy krzyk Winnetou:
 Ihiihiihiihiihi. . .
A potem padł strzał z jego strzelby.
 Słyszycie?  zapytałem.
I drugi raz gwizdnąłem, tym razem dwukrotnie. Zza stodoły rozległ się tubalny
głos Wielkiego Bobra:
 Czuwam tu, szefie. . .
 W porządku  krzyknąłem.  Niech pan jednak nie strzela, bo szkoda
nabojów.
Wielki Bóbr i tak nie miałby z czego strzelić, ale skoro usłyszeli strzał ze
strzelby Winnetou, to mieli prawo sądzić, że i drugi mój przyjaciel jest również
uzbrojony.
 Jesteście otoczeni  powtórzyłem grubasowi.  Na drodze w lesie usta-
wiłem w poprzek mój wehikuł. Nie wydostaniecie się stąd. Chyba że spróbujecie
uciekać pieszo i pod gradem kul.
 Mamy w swoich rękach dwóch jeńców  odrzekł grubas.  Makulskiego
i niejakiego Baturę. Wydaje mi się, że powinien pan jednak wziąć to pod uwagę.
 Z Baturą możecie robić, co się wam podoba  lekceważąco machnąłem
ręką  ale Makulskiego musicie zostawić w spokoju. Zresztą, w ogóle nie ma
o czym mówić. Albo chcecie mieć na karku milicję, albo zgodzicie się na nasze
warunki.
Grubas nagle nabrał podejrzeń.
 A dlaczego do tej pory nie zawiadomiliście milicji?
 Milicja po prostu was zamknie i na tym skończy się wasza rola. Ale ja
zamierzam po waszym tropie dostać się do waszego szefa. Wiem, że należycie do
Niewidzialnych.
Jeden z zakapturzonych gwizdnął głośno, tak był oburzony moimi słowami.
 Słyszy pan, panie kierowniku? On myśli, że my go grzecznie zaprowadzi-
my do szefowej. . .
 Cicho  krzyknął na niego grubas.
 Ach, więc macie szefową?  udałem zdumienie.
 Niech go pan nie słucha. On żartuje  burknął grubas.
 Wnioskuję, że ma pan o nas niewłaściwą opinię. Wspomniał pan o Niewi-
dzialnych. Czytałem w gazetach, że Niewidzialni działają na Zachodzie i zajmują
się kradzieżami i rabunkiem dzieł sztuki. My z taką działalnością nie mamy nic
140
wspólnego. Po prostu jesteśmy grupą hobbystów i tak nas proszę nazywać. Na-
sze hobby, to zbieranie przeróżnych staroci. Kolekcjonujemy starą biżuterię, sta-
re monety, listy różnych wielkich ludzi, białe kruki wydawnicze i tym podobne.
Słyszeliśmy, że Makulski ma na strychu jakieś starocie, które mogą się zniszczyć
i w trosce o dobra kultury przyjechaliśmy do niego. Jesteśmy hobbystami, niczym
więcej.
 Szkoda czasu na próżne gadanie  stwierdziłem.  Zgadzacie się na moje
warunki, czy wolicie spotkanie z milicją?
 A co, może nie wolno mieć hobby?
 Hobby to nic złego. Ale żeby zaraz terroryzować ludzi, więzić ich? Gdy
zjawi się tu milicja, Makulski na pewno złoży na was oskarżenie o napad.
 Jaki napad? Co za napad?  oburzył się grubas.  Czy pan nie wie, jak
wielką namiętnością odznaczają się niektórzy hobbyści? Być może zachowali-
śmy się tu trochę niegrzecznie. Ale czy wie pan dlaczego? Bo oburzył nas fakt, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •