[ Pobierz całość w formacie PDF ]

spytała, czy wszystko jest w porządku. Radośnie odparłam, że jak najbardziej i mam
akurat okazję do zwiedzenia z Zoe Florencji, po czym wrócę do Stanów i odwiedzę
rodziców.
- Ale ledwo co przyjechałaś! Dlaczego masz wyjeżdżać, kiedy byłaś u Charli dopiero
kilka dni? - zaprotestowała. - Czemu masz przerywać wakacje Zoe? Po prostu nie
rozumiem. A przed chwilą tłumaczyłaś, jak się stęskniłaś za Stanami. To wszystko się
dzieje w takim tempie...
Czułam się winna. Ale jak miałam wszystko wytłumaczyć rodzicom przez telefon?
Kiedyś im wyjaśnię, pomyślałam. Ale nie teraz. Wciąż było mi głupio, gdy leżałam
na lekko pachnącej lawendą bladoróżowej pościeli. Nawet nie powiedziałam
272
mamie o tym, że jestem w ciąży. Nie powiedziałam też Zoe. Pragnęłam dopuścić je
do grona wtajemniczonych, tak samo jak tatę. Ale coś mnie powstrzymywało. Jakiś
dziwaczny przesąd, głęboko zakorzeniona obawa, której nigdy wcześniej nie czułam.
W ciągu ostatnich miesięcy moje życie zdało się nabrać nieco innego wymiaru.
Czy miało to coś wspólnego z Sarą, z rue de Saintonge? Czy też był to skutek
pogodzenia się wreszcie ze swoim wiekiem? Nie wiedziałam. Potrafiłam tylko
stwierdzić, że czuję się, jakbym wyszła z otaczającej mnie od dawna, tonującej
wszystkie obrazy ochronnej mgły. Teraz moje zmysły były wyostrzone i czujne. Mgła
się rozwiała. Nic nie było stonowane. Były tylko fakty. Znalezienie tego człowieka.
Wyjaśnienie mu, że Tezaco-wie nigdy nie zapomnieli o jego matce, podobnie jak
Dufau-re'owie.
Nie mogłam się doczekać tego spotkania. Był tutaj, gdzieś w tym mieście, być może
właśnie szedł ruchliwą via Fillungo, dokładnie w tej chwili. Leżałam w swoim
pokoiku; słysząc dochodzące przez otwarte okno głosy i śmiech z wąskiej ulicy,
którym czasami towarzyszył ryk vespy bądz brzęk dzwonka rowerowego, czułam, że
jestem blisko Sary, bliżej niż kiedykolwiek wcześniej. Miałam spotkać jej syna, ciało
z jej ciała i krwi. Bliżej dziewczynki z żółtą gwiazdą już nie mogłam być.
Wyciągnij tylko rękę, podnieś słuchawkę i zadzwoń do niego. To takie proste. Takie
łatwe. Jednak nie byłam w stanie. Patrzyłam bezradnie na staromodny czarny telefon.
Westchnęłam, zła na siebie. Położyłam się z powrotem niemalże zawstydzona.
Czułam się głupio. Zdałam sobie sprawę, że byłam do tego stopnia zajęta
rozmyślaniem o synu Sary, że nawet nie zauważyłam uroków Lukki. Przeszłam przez
miasto niczym lunatyczka, idąc za Zoe, która zdawała się odnajdywać w starych
krętych uliczkach, jakby mieszkała tu od urodzenia. Nie zobaczyłam ani kawałka
Lukki. Nic poza Williamem Rainsferdem nie miało
273
dla mnie znaczenia. A nie byłam nawet w stanie do niego zadzwonić. Zoe weszła do
pokoju i usiadła na krawędzi łóżka.
- Dobrze się czujesz? - spytała.
- Trochę odpoczęłam.
Przyjrzała mi się dokładnie swoimi piwnymi oczami.
- Chyba nie powinnaś jeszcze wstawać, mamo. Skrzywiłam się.
- Wyglądam na aż tak zmęczoną? Przytaknęła.
- Po prostu odpocznij, mamo. Giovanna da mi coś do jedzenia. Nie musisz się o
mnie martwić. Wszystko jest pod kontrolą.
Nie mogłam się nie uśmiechnąć na widok poważnej miny córki. Gdy doszła do
drzwi, obróciła się.
- Mamo...
- Tak, kochanie?
- Czy papa wie, że tu jesteśmy?
Nie powiedziałam Bertrandowi, że zabieram Zoe do Lukki. Niewątpliwie byłby
wściekły, gdyby się dowiedział.
- Nie, skarbie, nie wie. Wodziła palcem po klamce.
- Czy pokłóciłaś się z papą?
Nie miało sensu kłamać tym jasnym poważnym oczom.
- Tak, kochanie. Papa nie chce, abym szukała informacji o Sarze. Nie byłby zbyt
szczęśliwy, gdyby się dowiedział.
- Dziadek wie. Zdumiona usiadłam na łóżku.
- Rozmawiałaś o tym z dziadkiem? Przytaknęła.
- Tak. Wiesz, on się naprawdę przejmuje Sarą. Zadzwoniłam do niego z Long Island
i powiedziałam, że jedziemy tutaj spotkać się z jej synem. Wiedziałam, że w końcu
zadzwonisz do
274
dziadka, ale byłam tak podniecona, że po prostu musiałam mu powiedzieć.
- I jak zareagował? - spytałam, zaskoczona otwartością córki.
- Uważa, że słusznie robisz, jadąc tutaj. I to samo powie papie, jeżeli papa
kiedykolwiek zacznie się awanturować. Powiedział, że jesteś wspaniałą osobą.
- Edouard to powiedział.
- Tak.
Pokręciłam głową z niedowierzaniem i wzruszeniem.
- Dziadek mówił też coś jeszcze: abyś się zbytnio nie przemęczała, że musisz na
siebie uważać.
A więc Edouard wiedział. Wiedział, że jestem w ciąży. Rozmawiał z Bertrandem.
Zapewne miała miejsce długa rozmowa ojca z synem. A Bertrand był teraz świadom
wszystkiego, co się działo w mieszkaniu na rue de Saintonge latem czterdziestego
drugiego.
Głos Zoe odciągnął moje myśli od Edouarda.
- Dlaczego po prostu nie zadzwonisz do Williama, mamo? Czemu się nie umówisz?
Usiadłam na łóżku.
- Masz rację, złotko.
Wyjęłam kartkę z numerem Williama zapisanym pismem Mary i wykręciłam go na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •