[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tował się w przedsięwzięciu odstąpienia wszelkich o nią zabiegów.
NASK IFP UG
Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG
139
Rozdział XXVII
AAWKA POD KASZTANEM NA WALE
Kilka dni minęło, które żadnej odmiany w sposobie bycia osób w
przeszłym rozdziale wzmiankowanych nie przyniosły. Ludomir równie
smutny i z prawdziwymi uczuciami nie wynurzający się, pod pozorem
jeszcze złego zdrowia z pokoju swego nie wychodził, choć w istocie
młodość biorąc górę nad wszystkimi przyczynami, które zniszczyć to
zdrowie byłyby powinny, znacznie go była już polepszyła. W samot-
nych tych godzinach walki nieustanne  jakem już powiedziała, miota-
ły umysłem Ludomira i zbolałe jego burzyły serce. Nareście myśl jed-
na, wracając mu się i stając ustawnie w pamięci, wahania wszystkie
zatrzymała i utwierdziła go w sposobie, jakim na przyszłość miał dzia-
łać, a myśl ta była: że ponieważ słychać było, że wojna znowu wskrze-
sić się miała, z niczym nikomu nie wynurzywszy się ujechać z Krzewi-
na i do wojska wrócić, gdzie nareście koniec życia spotkać spodziewał
się, życia, które od urodzenia samego opuszczeniem tylko, trudami i
goryczą napełnione było... Rozumiejąc Malwinę zmienioną dla siebie i
ukochaną przez brata, nie chciał być zawadą w szczęściu tym, dla któ-
rych wszystkie w życiu szczęścia z rozkoszą by oddał. Wolał tedy z
siebie najboleśniejszą uczynić ofiarę. Przyczyna zaś tajnego ujechania
z Krzewina była ta, że nie czuł w sobie możności widzenia raz jeszcze
Malwiny i siły oderwania się potem od niej na zawsze. Skrycie więc
(nie zwierzywszy się nawet wiernemu Ezechielowi) naznaczył sobie
dzień wyjazdu i w wigilią dnia tego myśląc nazajutrz rzucać na zawsze,
co tylko go do życia przywiązywało, nie mógł na sobie przemóc, żeby
raz jeszcze nie odwiedzić i nie pożegnać przynajmniej tych miejsc, któ-
re były świadkami krótkich i jedynie szczęśliwych chwil w całym życia
jego przeciągu. Rano ze świtem, by nikogo obudzonego z zamku nie
spotkał, i gdy na folwarku wszyscy jeszcze najgłębiej spoczywali, Lu-
domir, wstawszy z sercem ściśnionym, a raczej przytłoczonym najbole-
śniejszymi uczuciami, wyszedł od siebie niepostrzeżony i ku Krzewi-
nowi samotne kroki obrócił. Rok mijał właśnie, jak w tym samym mie-
siącu Ludomir był wyznał Malwinie miłość nieograniczoną, którą w
sercu jego była wzbudziła, jak wzajemności jej śmiał się był domyślać,
i jak, rozumiejąc się jej niegodnym, od niej się był oderwał. Przeszedł-
NASK IFP UG
Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG
140
szy przez łąkę, na której przed rokiem dzień imienin Malwiny obcho-
dzono, postrzegł kamień z napisem, przy którym niebawnie rozumiał,
że zwłoki jego przynajmniej spoczywać będą  i znalazłszy łódkę przy
brzegu zostawioną na drugą stronę rzeki przepłynął.
Wysiadłszy na ląd i myśli jego, i uczucia wzięły inny poniekąd kie-
runek. Gdy stopę na tej czarującej ziemi postawił, gdy tym powietrzem
oddychać zaczął, które z tchem Malwiny zmieszane mu się zdawało,
gdy nareszcie znalazł się wpośród tej krainy, gdzie pamiątki niezliczo-
ne rozkoszą napawały serce jego, gdzie pierwszy raz ukochał, gdzie
pierwszy raz był kochany, gdzie każdy obrót, każde spojrzenie, każdy
krok, co czynił, przedstawiały mu wspomnienia męczących wprawdzie
chwil niektórych, ale też krocie nieprzebranych szczęśliwości, kiedy się
znalazł otoczonym tymi niemymi świadkami pierwszej i jedynej miło-
ści swojej, przeistoczonym stał się zupełnie. Przedsięwzięcia, zgryzoty,
zmartwienia  wszystko natychmiast zniknęło; miłość tylko i Malwina
w sercu jego zostały.
Miłość i Malwina  te słowa z głębi serca wymawiał Ludomir...
Miłość i Malwina  powtarzały echa po wonnych dolinach Krzewina.
Spiesznym krokiem, jakby lotnymi uniesiony skrzydłami, szedł Ludo-
mir; rad by był w jednym momencie obiec (i niejako na nowo odzy-
skać) wszystkie miejsca, które tylokrotnie z Malwina obchodził. Wzrok
swój chciwie napawał rozlicznymi widokami, na które w tej wdzięcz-
nej krainie tylokrotnie razem patrzali; wszędy jej postać anielska mu
się wyobrażała, wszędy głos jej łagodny słyszeć mu się zdawało, wszę-
dy ją czuł, wszędy ją widział, od nieba, od natury całej odzyskania jej
wymagał. I czując potęgę i najwyższy kres miłości:
 Ach, nadto już ją kocham  rzekł w uniesieniu  abym twardych
nawet nie ubłagał losów? %7łelazne ich prawa przełamać potrafi miłość
moja, takowa miłość wszystko zwyciężyć powinna?
Już bliższy domu, okna pokojów Malwiny mógł rozeznać Ludomir;
furtka od kwiecistej zagrody była otwartą, wszedł do oddzielnego jej
ogrodu. Ten ogród, jak wiemy, z jednej strony różanym płotem od resz- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •