[ Pobierz całość w formacie PDF ]

środka.
- I całe szczęście!
- Ale teraz... Wiesz, sama już nie wiem, co o niej myśleć.
*
- Ale kim pani właściwie jest? - zapytała Ada, hamując dość chaotyczny potok
wymowy kobiety przy bramce.
- Przepraszam. Jestem żoną człowieka, którego dziecko chcecie adoptować. To znaczy
córkę. Małgosię...
- No i co w związku z tym?
- Proszę pani, ja chcę panią lojalnie uprzedzić, że my na to nie pozwolimy. Będziemy
walczyć. Mąż jest bardzo zdecydowany. Mamy warunki materialne i w ogóle. Małgosia ma
małego braciszka, o którym nawet nie wie. Razem dzieci lepiej się chowają. Są też
dziadkowie, bo z nami mieszka teściowa....
- Proszę pani, to jakieś szaleństwo! - Ada przerwała kobiecie po raz kolejny. -
Pojawiacie się państwo znikąd i upominacie o prawa do dziecka. Na jakiej podstawie? O ile
mi wiadomo, ojciec Małgosi formalnie jest nieznany. Nigdy dotąd nie interesował się jej
losem.
- To się zmieniło! Pani nic nie rozumie, a osądza!
- Rzeczywiście, nie rozumiem. Przyzna pani, że trudno zrozumieć coś takiego.
- Ale ja mogę to wytłumaczyć! - zaperzyła się tamta. - Mąż nic nie wiedział, że ma
córkę. Nie wiedział o jej istnieniu, rozumie pani? Dopiero niedawno się dowiedzieliśmy. Jej
matka nie chciała go znać.
- Trudno się dziwić.
- A to niby dlaczego? Pani nie wie, jak było!
- Więc proszę mi opowiedzieć.
- Tutaj?
- Idę do pracy. To niedaleko. Może mnie pani odprowadzić.
***
Był pózny wieczór. Rozmawialiśmy w kuchni, jak zwykle. Byłem wściekły i Ada
musiała mnie uciszać co chwilę.
- Przecież to jakiś absurd! Po co w ogóle gadałaś z tą babą?! Sama mówiłaś, że to
sprawa dla adwokata! - Znów podniosłem głos.
- Ciszej. A co miałam zrobić, twoim zdaniem? Poszczuć ją psem? Ona była grzeczna.
- Twierdzisz, że zachowywała się jak wariatka!
- Nic takiego nie twierdzę. Po prostu na początku nie rozumiałam, o co jej chodzi.
Obie byłyśmy zdenerwowane.
- Co to za ludzie?!
- Wygląda, że całkiem przyzwoici. Spokojna rodzina. Zrednie wykształcenie, on
technik budowlany. Mieszkają niedaleko. Zaprosili nas do siebie, chcą spokojnie
porozmawiać. Mam numer telefonu.
- Chyba zwariowałaś! Jak mogłaś zgodzić się na coś takiego za moimi plecami?!
- Na nic się nie zgodziłam. Powiedziałam, że muszę to najpierw z tobą uzgodnić.
Z nerwów nie mogłem usiedzieć na miejscu.
- Przyzwoici! - prychnąłem. - Jakby byli przyzwoici, to by się wstydzili ludziom na
oczy pokazywać! Wspaniały tatuś się znalazł! Nie mam zamiaru się z nimi spotykać. Nie
mamy o czym rozmawiać!
- Ciszej. Nie bądz taki uparty, zupełnie jak osioł. Kulturalny człowiek nie broni się
przed rozmową.
Nie dałem się przekonać.
- A daj mi spokój z tą swoją tolerancją! Sprawa jest jasna jak słońce. Racja jest po
naszej stronie. Facet zrobił dziewczynie dziecko i się zmył! Nic go nie obchodziło! A teraz
pojawia się nagle, jakby się z choinki urwał, i zgrywa świętoszka!
- Nic nie wiedział o dziecku. Nie było go tutaj.
- I ty w to wierzysz?!
- Owszem. Opowieść tej kobiety brzmiała przekonująco.
- I masz zamiar oddać im Gosię, bo jakiś obcy babsztyl gadał z przekonaniem?!
- Nie bądz idiotą! - Ada też się zirytowała. - Nie o to chodzi! Nikomu nie zamierzam
jej oddawać, nie wolno mi zresztą tego robić. Ani tobie! Od tego jest sąd. Tylko po co ta cała
nienawiść?
Zapaliłem; popielniczka była już pełna niedopałków. Ada wyrzuciła je do kosza.
Zapaliła i ona.
- Jak ona wygląda? - zapytałem po chwili, już spokojniej.
- Normalnie. - Ada wzruszyła ramionami. - Jakieś dwadzieścia kilka lat, szczupła,
blondynka. Sympatyczna.
Przez kilka minut paliliśmy w milczeniu. W końcu ciekawość wzięła górę nad złością.
Albo raczej nad obawą.
- Więc co ci ona takiego powiedziała?
Ada jednak miała już dość.
- Wiesz co, głowa mnie rozbolała od tego wszystkiego. Nie mam ochoty dłużej
ciągnąć tej rozmowy. Chcesz wiedzieć, co powiedziała? Spotkaj się z nimi. Tobie też chętnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •