[ Pobierz całość w formacie PDF ]

katem, ujawniać faktu, że potajemnie wpłacili na konto banku na Florydzie trzysta
tysięcy dolarów.
 Kiedy, według pana, towarzystwo może wystąpić o zwrot odszkodowania?
 spytała na koniec Trudy.
 W ciągu tygodnia  odparł stanowczo.
Stało się to jednak o wiele szybciej. Jeszcze w czasie trwania konferencji
prasowej, kiedy tylko została ujawniona informacja o ujęciu Patricka, prawnicy
towarzystwa Northern Case Mutual w kancelarii tego samego sądu okręgowego
w Biloxi złożyli pozew przeciwko Trudy Lanigan o zwrot odszkodowania w wy-
sokości dwóch i pół miliona dolarów, powiększonego o należne odsetki oraz ho-
noraria adwokatów. Jednocześnie został sformułowany wniosek o natychmiasto-
51
we podjęcie przez komornika działań uniemożliwiających pozwanej jakiekolwiek
rozporządzanie posiadanym majątkiem.
Prawnicy natychmiast przedłożyli tenże wniosek dyżurującemu sędziemu 
któremu wcześniej całą sprawę przedstawiono telefonicznie  i po krótkiej, zwo-
łanej w trybie pilnym naradzie sędzia zgodził się na proponowane środki zabez-
pieczające, po czym wydał stosowne dyspozycje. Nie było w tym niczego dziw-
nego, gdyż jako uważny obserwator bieżących wydarzeń doskonale znał sprawę
Patricka Lanigana. Co więcej, jego żona została bardzo niegrzecznie potraktowa-
na przez Trudy już kilka dni po zakupie czerwonego rolls-royce a.
W tym samym czasie, gdy Trudy i Lance naradzali się ze swoim adwoka-
tem, kopię decyzji sędziego z Biloxi dostarczono do kancelarii sądu okręgowego
w Mobile. Dwie godziny pózniej, kiedy ta sama para raczyła się drinkami na ta-
rasie domu nad zatoką Mobile Bay, do drzwi zadzwonił goniec, aby doręczyć
Trudy kopię pozwu wystosowanego przez towarzystwo Northern Case Mutual,
wezwanie do stawienia się przed okręgowym sądem cywilnym w Biloxi oraz po-
świadczoną kopię decyzji w sprawie komorniczego nadzoru nad jej majątkiem.
Na pierwszym miejscu długiej listy rzeczy zabronionych znalazł się zakaz wysta-
wiania czeków bez pisemnej zgody sądu.
Rozdział 7
Mecenas Ethan Rapley wziął kąpiel, ogolił się, zapuścił krople do przemę-
czonych oczu, wypił bardzo mocną kawę i wykopał z dna szafy w miarę czy-
sty ciemnogranatowy sweter, w którym postanowił pojechać do miasta. Nie był
w biurze od szesnastu dni, ale nie tęsknił za pracą, a już z pewnością nie tęsknił
za widokiem współpracowników. Jeśli go potrzebowali, przesyłali mu materiały
faksem, on zaś odsyłał je tą samą drogą. Robił sprawozdania, streszczenia i plany
niezbędne dla przetrwania firmy, szykował także różne dokumenty dla ludzi, któ-
rymi gardził. Z rzadka zmuszony był wkładać krawat oraz marynarkę i jechać na
spotkanie z jakimś klientem czy też na nudną naradę z udziałem swoich wspólni-
ków. Nie cierpiał pracy w biurze; nienawidził ludzi, nawet jeśli wcale ich nie znał;
z niechęcią patrzył na każdy papierek, jaki trafiał mu do rąk. Tak samo pogardzał
fotografiami i dyplomami wiszącymi na ścianie jego gabinetu, jak i biurowymi
zapachami: cierpkim odorem kawy w recepcji, wonią chemikaliów unoszącą się
wokół kserokopiarki, duszącymi aromatami kosmetyków sekretarek. Nienawidził
wszystkiego.
Niemniej tego dnia podczas całej trasy przejazdu drogą wzdłuż plaży z jego
warg nie znikał tajemniczy uśmieszek. Na Vieux Marche Rapley skinął nawet gło-
wą na powitanie dwóm starym znajomym. Zamienił parę słów z recepcjonistką,
którą kiedyś przyjmował do pracy, choć teraz nie pamiętał jej nazwiska.
W sali konferencyjnej było tłoczno. Oprócz adwokatów z różnych miejsco-
wych kancelarii znalazło się w niej również kilku sędziów oraz parę dziwnych
typków, stałych bywalców sal sądowych. Minęła już siedemnasta. Głośny gwar
rozmów świadczył o luznej, radosnej atmosferze. Powietrze było ciężkie od dy-
mu cygar.
W rogu sali na składanym stoliku urządzono prowizoryczny barek, toteż Ra-
pley nalał sobie porcję whisky. Przywitał się ze stojącym nieopodal Vitrano, usiłu-
jąc sprawiać wrażenie pogodnego i zadowolonego. Zwrócił uwagę, że rozstawione
na drugim stoliku napoje gazowane były prawie nietknięte.
 Zwiętujemy tak już od lunchu  oznajmił Vitrano, spoglądając na pogrą-
żone w rozmowach grupki mężczyzn.  Kiedy tylko rozeszły się nowiny, bez
53
przerwy przyjmujemy gości.
Wiadomość o ujęciu Lanigana zelektryzowała cały lokalny światek prawni-
czy. Adwokaci znani są z upodobania do plotek, rozpuszczają je z prawdziwą
przyjemnością, wielu specjalizuje się w ich gromadzeniu i upiększaniu. Mówiono
więc o tym, że Patrick waży teraz zaledwie sześćdziesiąt kilogramów i włada bie-
gle pięcioma językami. Jedni twierdzili, że już odnaleziono skradzione pieniądze,
inni utrzymywali, iż przepadły bez śladu. Podobno Lanigan żył przez cztery lata
w skrajnej nędzy, chociaż niewykluczone, iż mieszkał w prawdziwym pałacu. We-
dług jednych prawie został pustelnikiem, według innych miał troje dzieci z drugą
żoną. Właśnie ta nowa rodzina powinna wiedzieć, co się stało z pieniędzmi. Być
może jednak i ona nie miała o niczym pojęcia.
Wszystkie plotki koncentrowały się wokół zaginionych pieniędzy. W każdym
gronie, czy to dawnych przyjaciół Patricka, czy też osób całkowicie mu obcych,
wcześniej czy pózniej nawiązywano do sprawy kradzieży. W tym środowisku nie
dało się utrzymać tajemnic, wszyscy od dawna wiedzieli, że kancelaria straciła
trzecią część z dziewięćdziesięciu milionów dolarów. A nawet najsłabsze podej-
rzenie, że teraz adwokaci mogą odzyskać owe pieniądze, skłaniało różne osoby
do odwiedzenia biura, wypicia paru drinków, podzielenia się plotkami i wypo-
wiedzenia wręcz obowiązkowego zdania:
 Do diabła! Mam nadzieję, że ta forsa się odnajdzie.
Z drugą szklaneczką whisky Rapley dał nura w tłum gości. Bogan rozdzielał
kostki lodu i głośno dyskutował z sędzią. Vitrano krążył między grupkami ludzi
i potwierdzał bądz dementował rozliczne pogłoski. Natomiast Havarac rozmawiał
w kącie z podstarzałym reporterem sądowym, który nieoczekiwanie postanowił
przeprowadzić z nim wywiad.
Zapadł zmierzch, dostarczono kolejne butelki alkoholu. Plotkom nie było koń-
ca. Atmosferę w sali konferencyjnej zdominowała nadzieja.
Patrick stał się również głównym tematem lokalnych dzienników radiowych
i telewizyjnych, inne wiadomości zeszły na dalszy plan. Na wszystkich kanałach
pokazywano Masta i Parrisha, na wpół ukrytych za wielką baterią mikrofonów
i mających tak zbolałe i posępne miny, jakby kijami zostali zapędzeni do pełnie-
nia nieprzyjemnych obowiązków. Pokazywano fronton kamienicy, w której mie-
ściła się kancelaria, chociaż reporterzy nie nagrali żadnej rozmowy z którymkol-
wiek ze wspólników. Przedstawiono pokrótce karierę i nagłą śmierć adwokata,
nie omieszkawszy postawić kłopotliwego pytania, dotyczącego tożsamości pro-
chów spoczywających w grobie Lanigana. Wyciągnięto z archiwum fotografie
z tragicznego wypadku samochodowego sprzed czterech lat, nie szczędząc wi-
dzom ujęcia przedstawiającego zwęglone zwłoki w spalonym i pogruchotanym
sportowym wozie Patricka. Nie uzupełniono jednak tych zdjęć komentarzami żo-
54
ny adwokata czy też kogokolwiek z FBI lub biura szeryfa. Zamiast tego uraczono
odbiorców dziesiątkami różnorodnych dziennikarskich spekulacji.
Takie same wiadomości emitowano w Nowym Orleanie, Mobile, Jackson,
a nawet w Memphis. Póznym wieczorem CNN przedstawiła godzinny reportaż
w programie krajowym, następnego dnia jego skróconą wersję włączono do ser- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •