[ Pobierz całość w formacie PDF ]

lecz gdy się zbliżył, aby ją pocałować, odsunęła się dopiero i rzuciła wstawać.
 Nie bójże się  rzekł Tadeusz  pozwól mi choć popatrzeć na siebie.
Ze śmieszną skwapliwością dziecka Ulana podniosła na niego cudne swoje oczy i
tak na niego patrzyła, że Tadeusz nie wiedział, czyli w istocie mógł to być wzrok pro-
stej kobiety. Ten wzrok zdawał się mówić tyle i tak dziwnych rzeczy, tyle nadziem-
skich wyjawiać tajemnic, tyle obiecywać szczęścia, tyle zamykać dumań o przyszło-
ści!
Spotkał z was kto kiedy taki wzrok cudowny przy siwej, prostej sukience kobiety,
która jednym tylko wzrokiem była aniołem, a resztą ciała i duszy kucharką? Nie jestże
to męczeństwo patrzeć na ten posąg zwiastujący piękną duszę, a nie mający jej; ten
wzrok powiadający tyle rzeczy, których usta powtórzyć nie potrafią. Tak kobieta  to
potwór straszny.
 A, moja Ulano  rzekł do niej z cicha, oczarowany jej wejrzeniem  to kochanie,
o którym słyszałaś, to słodkie kochanie, jemu dość widzieć kochankę, dość dotknąć
ręki, dość do ust się przybliżyć.
Kobieta czując, jak ją brał za rękę, obłąkana, z uśmiechem spojrzała na niego  w
tym wejrzeniu był przestrach i poddanie się prawie, ale poddanie ze strachu, nie roz-
myślne. Tadeusz poznał przestrach jej, puścił rękę, którą tylko dotknął, i wlepił w nią
oczy. Dotknienie szorstkiej, spracowanej ręki, która pod jego dłonią zadrżeć nie
umiała, mogło go było odczarować. Patrzył  ona już spuściła oczy, mimo jej prostoty
uczuwszy, co było w jego wzroku namiętnego, strasznego, jaka burza wrzała pod
uśmiechniętą powieką.
 Chcesz ty mnie tak kochać?  spytał po chwili.
 Ja? O! panie, czyż to być może?... ja biedna, ale...
 Ale cóż?
 Można szczerze powiedzieć?
 Szczerze, najszerzej, co chcesz?
21
- Szczerze... ja nie wiem  odpowiedziała zasłaniając oczy  pan mnie oczarował,
ze mną się coś dzieje, czego nigdy w życiu nie było. Mnie się zdaje, że ja się budzę, że
mnie już dawniej, kiedyś kto kochał tak samo, że nie jestem Honczarychą. Honczary-
chą!  powtórzyła wzdychając  biedna ja! Krzyż na mnie! z dwojgiem dzieci... z ubo-
giej chaty. A czyż pan mógł taka nędze pokochać? A mąż?
 O! to co innego  z przymuszonym uśmiechem dodał Tadeusz.
 Co innego? I takie kochanie to nie grzech?  spytała naiwnie.
 O, nie grzech pewnie! A będzieszże mnie kochać, Ulano?
 Czy ja wiem! Czy ja wiem!...Mnie się tylko coś niepojętego dzieje, jakoś smutno,
miło, straszno... Boję się już, żeby pan mnie nie porzucił, strach myśleć na jutro. A i
samego pana tak mi czegoś straszno!...
 Czegóż się mnie bać możesz? Ja ciebie tak kocham...
 A, panie, to kochanie to na godzinę tylko... ja wiem, ja słyszałam, ja myślę, że pan
prostej jak ja kobiety kochać nie możesz. Dziś, jutro porzuciłbyś! Czy ja to umiem, co
pan, jestemże pięknie ubrana jak wasze panie, jak ekonomowa, jak popadia i księ-
dzówny? O! One to piękne... a ja?
 Tyś sto razy piękniejsza w tej świcie, Ulano, nie lękaj się o to, dałyby one
wszystkie swoje krasne stroje za jedne twoje oczy. I na cóż bym kłamał, gdybym cię
nie kochał?
 Czemuż nie? Panom to wolno: at, pobawić się... i porzucić.
 Nie ja bym to zrobił, nie ja bym cię zwodził, o! nie  odparł z oburzeniem Tade-
usz, którego samotność, wejrzenie tej kobiety i mowa jej nawet egzaltowały coraz bar-
dziej.
 Kiedyś pan mógł myśleć, żem ja pana mógła puścić w nocy do chaty, czyż nie
możesz pan myśleć, że mnie wolno zwieść i oszukać?
 Ja ciebie wówczas nie znałem, Ulano, nie wiedziałem ktoś ty była... poznałem
dopiero...
Ulana westchnęła.
 A! do czego to wszystko! Na co to mam! Na co mnie pan zobaczył i uczepił się
do mnie. To na moje nieszczęście pewno. Krzyż na mnie! A mąż, a ludzie... któż bo
tego nie zobaczy?
 O! bądz o to spokojna, Ulano  zawołał uradowany Tadeusz cisnąć się do niej i
przytulając ją ku sobie  nie bój się... ja...
Chciał mówić, ale kobieta nagle jak błyskawica porwała się i nie oglądając pobiegła
w las; a nim Tadeusz wstał, już nie czas było gonić, bo świta jej znikła w gęstych
krzakach otaczających mogiłę.
On stał na mogile...
 Co to jest?  Mówił do siebie oparty na strzelbie, z oczyma wlepionymi w ziemię.
 Co to jest? Na czym się to skończy? Miałażby to być miłość... w sukmanie! Dziwna,
niepojęta, bezrozumna dla d z i k i e j kobiety! To niepojęta! Skąd jej te oczy, skąd jej
ta twarz? Skąd jej ten uśmiech? Czemuż przynajmniej nie jest wolna dziewczyną. O!
wówczas niechby sobie świat gadał, niechby się śmiał i szydził!
Westchnął i potarł ręka po zmarszczonym czole.
 Co ma być, niech będzie! Jam oszalał!
To mówiąc rzucił gałąz ułamaną na mogiłę wedle zwyczaju i powoli pociągnął za
psem do domu.
22
VII [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •