[ Pobierz całość w formacie PDF ]

modlitwa błagalna, nabiera ona sensu dla człowieka, który się jej gorliwie oddaje z wiarą i
dziecięcą ufnością. Gdy człowiek raz odkryje moc zawartą w modlitwie, nie poruszą go
trudności natury filozoficznej - dlaczego i w jakim celu ma ją praktykować. Doświadczył jej
i stwierdził, że  funkcjonuje i przynosi  pokój przekraczający wszelkie poznanie , o którym
mówi św. Paweł; przynosi tę  pełnię radości , którą Jezus obiecał oddającym się modlitwie
błagalnej. Doświadczywszy jej raz, odczuwa autentyczne zadowolenie, prosząc o to
wszystko, czego potrzebuje i będąc pewny, że Ojciec Niebieski kocha go o wiele bardziej
niż jakiś ojciec ziemski kocha swe dziecko. Mówi się, że wielu księży zaniedbało dzisiaj
modlitwę. Prostym wytłumaczeniem tego jest fakt, że na pewno nie doświadczyli nigdy
potęgi modlitwy. Kto raz doświadczył, że modlitwa jest potęgą, nie opuści jej do końca
swego życia. Wyraził to doskonale Mahatma Gandhi, mówiąc:  Dzielę się z wami
doświadczeniem moim i moich kolegów: moglibyśmy spędzić całe dni bez jedzenia; nie
możemy jednak żyć ani minuty bez modlitwy . A innym razem powiedział:  Biorąc pod
uwagę tryb życia, jaki prowadzę, gdybym zrezygnował z modlitwy... postradałbym zmysły .
Być może niezbyt potrzebujemy Boga, skoro tak rzadko kierujemy do Niego nasze prośby.
Urządziliśmy sobie wygodne, bezpieczne i spokojne życie. Boimy się zaryzykować. Nie
żyjemy tak, jak tego spodziewał się Jezus, kiedy głosił Dobrą Nowinę. Im mniej się
modlimy, tym mniejsza jest możliwość, że podejmiemy życie odważne i bezkompromisowe,
jakiego domaga się od nas Ewangelia. A im mniej odwagi i bezkompromisowości w naszym
życiu, tym mniejsze szanse, byśmy się modlili. Rozdział ósmy Modlitwa Jezusa Chciałbym
wam dziś mówić o pewnej formie modlitwy, która niektórym wyda się dziwna. Muszę się
przyznać, że i mnie wydała się ona dziwna, kiedy po raz pierwszy się z nią zetknąłem;
minęło jednak wiele czasu i mogłem odkryć jej ogromną wartość w moim życiu i w życiu
wielu osób, którym towarzyszyłem. Bardzo często spotykam dawnych rekolektantów,
którzy mi się zwierzają:  Dwie rzeczy utkwiły mi w pamięci po odprawieniu rekolekcji pod
kierunkiem Ojca: modlitwa błagalna oraz modlitwa Jezusa . Znam ludzi, którzy odkryli stałą
obecność Boga w swym życiu, praktykując tę modlitwę. Jestem kierownikiem duchowym
dwóch osób, które nie praktykują żadnej innej formy modlitwy, a które dzięki jej potędze
doświadczyły wielkiej przemiany w swym życiu. Dzielę się więc tą modlitwą z wami, mając
głęboką nadzieję, że dokona ona dużo dobrego w życiu wielu z was, a może wszystkich.
Pozwólcie najpierw, że opowiem, jak zetknąłem się z tą modlitwą. Wygłaszałem pewnego
razu konferencję do grupy sióstr zakonnych i mówiłem im o tym, jak niewiele jest książek,
które uczą nas modlitwy. Znaczna część naszej literatury klasycznej na temat modlitwy
(obawiam się, że odnosi się to w równym stopniu do naszej współczesnej literatury
katolickiej; w mniejszym stopniu do protestanckiej, która wydaje mi się ogólnie bardziej
 praktyczna i  pobożna ) traktuje o szlachetności modlitwy, o jej konieczności, o teologii
modlitwy itd. Stosunkowo niewiele mówi się o praktyce - jak podjąć sztukę modlitwy.
Tego wieczoru jedna z sióstr powiedziała mi:  Znalazłam książkę, która dokładnie zajmuje
się tym, o czym Ojciec mówił dziś rano. Książka ta uczy praktycznie, jak się modlić.
Chciałby się Ojciec z nią zapoznać? Zacząłem czytać tę książkę wieczorem po kolacji i
wywarła na mnie takie wrażenie, że siedziałem do póznej nocy, aby ją skończyć. Książka
nosiła tytuł: The Way of a Pilgrim (Opowieść rosyjskiego pielgrzyma) i została napisana
przez anonimowego pielgrzyma rosyjskiego. Manuskrypt książki znaleziono w celi jednego
z mnichów na Górze Athos po jego śmierci na początku tego wieku. Być może, że on sam
był autorem. Książka stała się wkrótce klasyczną pozycją duchowości i została
przetłumaczona na większość współczesnych języków. Historia naszego pielgrzyma jest
rzeczywiście prosta. Spotyka go wiele nieszczęść. Umiera mu żona i jedyne dziecko. Spalił
mu się dom. Postanawia wyrzec się świata spędzić resztę swego życia na pielgrzymkach do
różnych miejsc świętych. Podróżuje z zarzuconym na ramię plecakiem, w którym nosi
odrobinę chleba i Biblię. W Piśmie Zwiętym spotyka często zachętę, by się stale modlić,
modlić nieustannie, modlić dzień i noc. Idea ta całkowicie go pochłania i zaczyna szukać
kogoś, kto nauczyłby go modlić się bez ustanku. Nawiązuje więc kontakt z wieloma
osobami, zwłaszcza kapłanami, i zadaje im zawsze to pytanie:  W jaki sposób mogę się
modlić nieustannie, bez przerwy? Otrzymuje całą serię odpowiedzi, które go nie
zadowalają. Jedna osoba mu mówi:  Bracie, tylko Bóg może cię nauczyć modlić się
nieustannie . Inna jeszcze zaleca:  Spełniaj zawsze wolę Bożą. Człowiek pełniący zawsze
wolę Bożą, stale się modli . %7ładna jednak z tych odpowiedzi nie zadowala pielgrzyma,
który pojął dosłownie polecenie, by się modlić nieustannie. Zastanawia się: jakże mogę się
modlić w każdym momencie, na jawie i we śnie, kiedy tyle spraw zaprząta mój umysł. Oto
jego problem: uważa, że modlitwa jest sprawą umysłu. Musi się jeszcze nauczyć, że
człowiek modli się sercem. Pewnego dnia natknął się na mnicha, który go zagadnął, dokąd
zmierza i czego szuka. Pielgrzym odpowiada:  Pielgrzymuję od jednego sanktuarium do
drugiego. Szukam kogoś, kto nauczyłby mnie modlić się nieustannie . Mnich, z pewnością
znawcy, mówi mu:  Bracie, podziękuj bardzo Bogu, bo w końcu zesłał ci kogoś, kto nauczy
cię modlić się nieustannie. Chodz ze mną do klasztoru! Po przybyciu do klasztoru umieścił
go w małej chatce, wręczył mu różaniec i rzekł:  Odmów pięćset razy następującą
modlitwę: Panie Jezu Chryste, Synu Boga, zmiłuj się nade mną, nędznym grzesznikiem  .
(Nie jestem teraz zbyt pewny, czy chodziło o pięćset czy o tysiąc razy: czytałem ten tekst
przed laty i nie pamiętam dobrze szczegółów). Nasz pielgrzym odmówił wkrótce modlitwę
wskazaną ilość razy i pozostało mu wiele czasu. Nie odważył się jednak na
nieposłuszeństwo wobec swojego ojca duchownego i nie odmówił modlitwy więcej razy,
niż ten nakazał. Następnego dnia mnich zwiększył ilość do tysiąca. I powiększał ją
codziennie: do dwóch tysięcy, do trzech tysięcy, do czterech tysięcy i tak dalej.
(Przypominam sobie, że dając rekolekcje grupie zakonnic podsunąłem, by czytano tę
książkę podczas posiłków. Po kilku dniach zauważyłem, że niektóre siostry są bardzo
spięte i niespokojne. Podczas indywidualnych rozmów zapytałem każdą z nich, jaka jest
przyczyna tego napięcia.  Ta książka, którą nam czytają do stołu... Biedny człowiek, nie
robi nic innego, tylko liczy, ile razy odmówił tę modlitwę i już doszedł do czterech tysięcy.
Nie mogę tego dłużej znieść! Rozbawiło mnie to.  Jeśli już cztery tysiące powodują, że
siostra jest napięta, proszę zaczekać, aż człowiek ten zacznie liczyć swoje modlitwy do
dwudziestu tysięcy. Będzie się wam wtedy kręciło w głowie! Nic jednak się nie stało. Po
rekolekcjach siostry wykupiły wszystkie egzemplarze tej książki w języku angielskim. Tak
bardzo im się spodobała, że chciały ją ofiarować wszystkim swoim bliskim i znajomym. A ja
musiałem czekać całe miesiące na następne wydanie, by zdobyć chociaż jeden
egzemplarz!). Powróćmy jednak do naszego pielgrzyma. Zaledwie przywykł, by recytować [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •