[ Pobierz całość w formacie PDF ]

halucynogenne działanie złowrogiego lulka czarnego, o którym mówi papirus Ebersa, zapisany z
górą dwa i pół tysiąca lat wcześniej w Egipcie. Na pewno musiał wiedzieć, \e według Alberta
Wielkiego lulek był u\ywany przez nekromantów do zaklinania złych duchów.
Sporządził setki wywarów, których skład zawsze skrupulatnie notował. Wieczorami brał
swoje flakony i chodził po plugawych burdelach Padwy. Cel, jaki sobie Mateusz Kolumb postawił,
bynajmniej nie był oryginalny: anatom chciał wynalezć eliksir, który by dał mu władzę nad
kapryśną wolą kobiety. Oczywiście istniało wiele ró\nych mikstur, które byle znachorka za parę
dukatów potrafiłaby przygotować. Mateusz Kolumb zachował jednak trochę zdrowego rozsądku:
sam w końcu miał dyplom z farmacji. Znał doskonale właściwości roślin, wiedział te\, co o nich
pisał Paracelsus, i czytał traktaty staro\ytnych greckich lekarzy oraz arabskich botaników.
W jego notatkach mo\na między innymi przeczytać:  Wszystkie te preparaty najskuteczniej
działają, gdy się je do narządu trawiennego wprowadzi przez usta. Wcieranie ich w skórę te\
przynosi skutki, choć słabsze i krótkotrwałe, a sama czynność jest dosyć ucią\liwa. Mo\na je
równie\ podawać od przeciwnej strony, przez otwór odbytniczy, tyle \e wtedy trudno jest im
utrzymać się w ciele, bo nader często wywołują biegunki. Niekiedy stosuje się te\ inhalacje i
wówczas cząsteczki zawarte w oparach z płuc przenikają do krwi. Ja bym jednak najbardziej
zalecał podawanie tych środków przez usta .
Otó\ tu właśnie tkwił problem: jak skłonić prostytutkę, by zechciała przełknąć któryś z tych
dekoktów? Najprościej byłoby chyba natrzeć członek stę\onym ekstraktem z tych ziół i poprzez
fellatio wprowadzić je do ciała kobiety.
Skutki okazały się straszne.
Na początek Mateusz Kolumb postanowił wypróbować wyciąg z belladony i mandragory.
Obiektem eksperymentu miała być pewna dobrze ju\ leciwa mammola: stara kurwa o imieniu
Laverda, od dawna zatrudniona w prostibolo na pierwszym piętrze Taverna del Mulo. Mateusz
Kolumb zapłacił pół florena i z pewnością było to za du\o. Nie chciał się jednak targować.
Nim się Laverda zabrała do dzieła, przepłukała sobie usta starym, tęgim i na dodatek
poświęconym winem, które miało jakoby właściwość chronienia przed zakazną chorobą i przed
złymi duchami. Anatom wiedział, \e ten zwyczaj opierał się tylko na zabobonie, a więc nie sądził,
by w jakikolwiek sposób wpłynął na wynik eksperymentu. Laverda była bardzo doświadczona w
trudnej sztuce fellatio: swą biegłość po części zawdzięczała temu, \e nie miała ju\ ani jednego
zęba, przez co wszystkie manewry w jej ustach mogły się odbywać gładko i bez przeszkód.
Pierwsze oznaki działania wywaru anatom dostrzegł natychmiast. Najpierw Laverda
znieruchomiała, pózniej podniosła się z kolan i spojrzała na Mateusza wzrokiem pełnym egzaltacji.
Nagły rumieniec rozpalił jej policzki. Mateuszowi serce w piersi skoczyło z niecierpliwości.
- Myślę, \e jestem... - zaczęła mówić Laverda - myślę, \e jestem...
- Zakochana...?
- ...otruta - dokończyła Laverda i zaraz potem cała zawartość jej \ołądka znalazła się na
lucco klienta.
Po tym nieszczęśliwym wypadku Mateusz Kolumb sporządził wywar z tych samych roślin,
ale w odwrotnej proporcji: je\eli tamta mieszanka tak wielką wywołała repulsję, logicznie rzecz
biorąc, po odwróceniu proporcji, skutek te\ powinien być odwrotny. Mateusz Kolumb był na
dobrej drodze.
W następnym tygodniu znów wszedł po schodach do lupanaru na piętrze. W odpowiednim
miejscu natarł się ju\ zagęszczonym wywarem. Skutki okazały się nie mniej katastrofalne. Drugą
ofiarą miała być Calandra, młoda kurewka, która niedawno wdro\yła się do zawodu. Po krótkim
omdleniu ocknęła się i ku swemu przera\eniu wyraznie ujrzała wszystkie rodzaje demonów
krą\ące po sypialni i przysiadające u stóp anatoma. Pomału te straszne wizje zaczęły się rozwiewać
i zastąpiło je trwałe mistyczne delirium.
Wtedy Mateusz Kolumb uznał, \e chyba będzie lepiej zamiast belladony u\yć lulka. Tak te\
uczynił.
II
Kiedy Mateusz Kolumb wszedł do tawerny, zapanowała w niej grobowa cisza. Klienci,
którzy byli najbli\ej drzwi, zaczęli się ku nim niepostrze\enie przesuwać, a gdy znalezli się ju\ na
ulicy, w popłochu uciekali. W środku ludzie rozstępowali się przed anatomem i pozdrawiali go z
mieszaniną szacunku i lęku. Mateusz Kolumb wszedł na schody i gdy z pierwszego podestu
obejrzał się za siebie, zobaczył, \e w tym krótkim czasie, jaki mu zajęło wspięcie się po trzydziestu
stopniach, wszyscy zdą\yli ju\ opuścić tawernę. Zza kontuaru zniknął nawet stary ober\ysta. Gdy
zapukał do drzwi burdelu, po drugiej stronie nie usłyszał najmniejszego ruchu. Był tak
skonsternowany, \e nie zastanawiał się nawet nad owym lękiem, jaki jego osoba wzbudziła wśród
bywalców tawerny. Ju\ miał się odwrócić i odejść, kiedy zobaczył, \e drzwi są uchylone. Nie
chciał wchodzić bez pozwolenia, lecz nie mógł się oprzeć wra\eniu, \e owa szpara między
drzwiami a framugą wyraznie go zapraszała do środka. Zawiasy zaskrzypiały niezbyt zachęcająco,
gdy Mateusz Kolumb wślizgnął się do pomieszczenia, w którym na tle łagodnej poświaty rzucanej
przez potrójny świecznik dostrzegł jakąś postać.
- Czekałam na ciebie - rozległ się gorący i niewątpliwie kobiecy głos. - Podejdz tu bli\ej.
Mateusz Kolumb postąpił jeszcze parę kroków i wtedy w owej postaci rozpoznał Beatrice,
niespełna dwunastoletnią dziewczynkę, najmłodszą z wszystkich wychowanek domu.
- Poznaję cię. Zbli\ się - powtórzyła Beatrice i wyciągnęła rękę. - Wiedziałam, \e [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •