[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Bez wątpienia - zgodziłam się z ulgą.
Pedro zatrzasnął drzwi i bezbłędnie nadusił gaz. Ruszyliśmy z piskiem opon jak w
filmie  Dawno temu w Ameryce". A właściwie jak w  Pół \artem, pół serio".
Dziewczyna gangstera
Groblin był niewielkim miasteczkiem wypełnionym zapachem ryb i głosami mew, choć
ani ryb, ani mew nie było widać. Do pierwszej w południe spacerowaliśmy z Pedrem
po rynku. Wpół do dwunastej zaczepił nas całkiem oficjalnie diler narkotyków, a
za piętnaście pierwsza sprzedawca ekologicznych sznurowadeł. Szczerze mówiąc,
sznurowadła wydawały mi się bardziej odjazdowe ni\ oferowane nam narkotyki, bo
nie umiałam rozgryzć sensu ich istnienia. Niemniej ich tak\e nie kupiliśmy. -W
najlepszym razie dostaniemy udaru słonecznego -
121
orzekł spocony i rozmazany Pedro. Kręcił niecierpliwie wiatraczka moją torebką
ze złotej lamy. - Albo pomyliłaś zdjęcia, albo miejscowości. Tutaj nikt mnie nie
rozpoznaje.
- Jak mogą cię rozpoznać, skoro jesteś przebrany za Pamelę? Polakierowanymi
paznokciami Pedro zdjął ostro\nie lepką
od tuszu rzęsę, która przyczepiła się na jego fioletowej powiece, i westchnął z
rezygnacją.
- Więc po jakie licho się przebrałem?
- śeby cię nie poznali.
-1 to się udało. Ale w takim razie po co tu jesteśmy?
- śebyś ty kogoś poznał! Wtedy otworzy ci się klapka w głowie. Neurologia mówi,
\e często tak bywa przy leczeniu. Co robisz w domu, kiedy o czymś zapomnisz?
- Siadam?
- Nie. Wracasz na to samo miejsce. Wróciłeś, patrz i kombinuj!
Wytrwałości starczyło mu jeszcze na pół godziny bezskutecznego kombinowania.
Potem uznał, \e nic go nie obchodzą zawały w Groblinie. Mo\e mieszka tu samotnie?
Z powrotem przebiera się za siebie i niech wreszcie ktoś go rozpozna!
Domyślacie się, na czym polegała genialność mojego pomysłu? Rzeczy Pedra zostały
na stryszku! Nieodwracalnie daleko stąd!
Przedstawiłam alternatywny plan działania. Dzwonimy do Emilki, \eby zastąpiła
Pedra jeszcze jutro. Wieczorem łazimy po wszystkich knajpach w mieście - tam
spotyka się miejscowa elita, gdy\ innej rozrywki nie ma. Chyba Pedro nie wątpi,
\e nale\y do elity? W razie niepowodzenia wynajmujemy pokój w hotelu. Rano
kupujemy męskie ciuchy i zaczynamy jeszcze raz bez przebrania. Wydaje mi się, \e
Pedra najbardziej przekonał pokój w hotelu. W ka\dym razie zgodził się. Wtedy
powiedziałam, \e teraz rozdzielamy się, w ten sposób wykonamy podwójną robotę.
Pedro łazi po ulicach i węszy, ja - poniewa\ nie jestem podfałszowana jak on -
udaję się na policję, zajrzeć w spisy zaginionych. Spotykamy się w tym miejscu o
siedemnastej.
Naprawdę czułam się jak dziewczyna gangstera. Byłam nieustępliwa, pomysłowa i
przebiegła. Dochodziły we mnie do głosu najbardziej gangsterskie cechy
charakteru, choć w ich mięk-
122
kim, kobiecym wydaniu. Gdy dwie ulice dalej zaczepił mnie podchmielony wyrostek,
nawet się nie przestraszyłam.
- Wiesz, kto to Margaryna? - zapytałam, stanąwszy w rozkroku na środku chodnika.
- Bo co?
- Jestem jego kobietą!
Wyrostek pobladł. Miał wąską twarz szczura i rozdygotane ręce. Rozło\ył je w
przepraszającym geście, zanim szczurzym krokiem czmychnął między stragany.
- Pani wybaczy - rzucił przez ramię. - Nie poznałem pani w pierwszej chwili. Nie
było rozmowy. Ukłony dla Margaryny.
Chryste, w ten sposób mogłabym w naszym mieście przespacerować cały park po
zmroku, podczas gdy teraz boję się zbli\yć do bramy w samo południe. Nie dało
się zaprzeczyć, \e przy wszystkich nieuchronnych wadach Pedro jako Margaryna ma
swoje zalety.
Naturalnie w istniejącej sytuacji nie zamierzałam ryzykować wizyty na policji.
Chodząc po ulicach i uliczkach, szukałam pewnej wywieszki. Nie wiedziałam, jak
będzie brzmiała dosłownie, ale wiedziałam, czego ma dotyczyć. Znalazłam ją w
zaułku pachnącym świe\ym chlebem. Nad drzwiami po lewej wisiał szyld  Piekarnia",
a obok drzwi po prawej przyśrubowano blaszaną tabliczkę, której szukałam.  Głos
Grobliński. Redakcja".
W środku siedziała w małym pokoiku tęga dziewczyna, od-sztafirowana lepiej ni\
Pamela. Na ścianach porozwieszano stronice gazet, na biurku stał komputer z
czarno-białym monitorem. To znaczyło, \e redakcja nie ma sponsora i jest
niezale\na.
- Interwencja czy skarga? - zapytała mnie czujnie pani redaktor.
- Mafia! - wyrąbałam jej prosto w oczy.
- To lepiej proszę przyjść, kiedy będzie naczelny.
- Nie mam czasu - odpowiedziałam i usiadłam na biurku, zakładając nogę na nogę,
jak to dziewczyny gangsterów. One siadają tak w nocnych barach, ale nie miałam
baru pod ręką. Pomyślałam, \e pięknie by wypadło, gdybym zaśpiewała teraz  Bye,
bye, baby" albo coś w tym stylu. Ale, niestety, to byłby ju\ krok za daleko.
Szkoda.
123
- Pani mi pomo\e.
- Nie mogę pani pomóc, póki nie ma naczelnego.
- Mo\e pani chocia\ wysłucha, w czym rzecz?
- Wolę nie słuchać, póki nie ma naczelnego.
- A kiedy będzie naczelny? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •