[ Pobierz całość w formacie PDF ]

czynności, jakie sobie przypomniałem. Na podstawie mojej relacji don Juan określił miejsce, w którym
utraciłem duszę.
Don Juan sprawiał wrażenie bardzo przejętego, co mu się zdarzało niezwykle rzadko. Wzmogło to
naturalnie moje przerażenie. Stwierdził, że nie ma pojęcia, kto usidlił mą duszę, kimkolwiek jednak
była ta osoba, chciała ona niewątpliwie mnie unicestwić lub wywołać u mnie bardzo poważną chorobę.
Następnie udzielił mi szczegółowych wskazówek dotyczących  postawy bojowej", czyli określonej
pozycji ciała, jaką należało przyjąć, przebywając w dobroczynnym dla siebie miejscu. Pod
żadnym /pozorem nie wolno mi było zaniechać owej postawy, którą don Juan nazwał una forma para
pelear.
Spytałem go, po co to wszystko i z kim mam walczyć. Odpowiedział, że wybiera się sprawdzić, kto
zabrał mi duszę i czy sieją da odzyskać. Tymczasem ja, dopóki nie wróci, miałem pozostać na swym
miejscu. Pozycja bojowa była właściwie środkiem ostrożności  stwierdził don Juan  powziętym na
wypadek, gdyby podczas jego nieobecności coś się wydarzyło: środkiem, z którego należało
skorzystać, gdybym został napadnięty. Należało poklepywać prawy pośladek i udo, a lewą stopą
przytupywać, wykonując jak gdyby rodzaj tańca i witając w ten sposób napastnika.
Przestrzegał mnie, że postawę tę należy przyjmować jedynie w momentach najbardziej
dramatycznych, dopóki jednak nie widać żadnego niebezpieczeństwa, powinienem po prostu siedzieć
ze skrzyżowanymi nogami na swoim miejscu. Jednakże w wypadku skrajnego niebezpieczeństwa
wolno mi  ciągnął don Juan  skorzystać z ostatniego środka obrony, jakim jest ciśniecie we wroga
jakimś przedmiotem. Dodał, że zwykle rzuca się przedmiot obdarzony mocą, ponieważ jednak nie
posiadam takiego, muszę użyć dowolnego odłamka skały, który zmieści się w mej prawej dłoni i który
mógłbym w niej utrzymać, przyciskając do wnętrza dłoni kciukiem. Podkreślił, że z tego sposobu
wolno mi skorzystać jedynie w obliczu grozby utraty życia. Rzuceniu przedmiotu powinien towarzyszyć
okrzyk wojenny służący naprowadzeniu go na cel. Szczególny nacisk don Juan położył na to, że
powinienem dobrze się zastanowić nad wydaniem tego okrzyku, wystrzegając się wszelkiej
przypadkowości, chyba że uznam powstałą sytuację za bardzo poważną.
Spytałem, co rozumie przez  bardzo poważną sytuację". Odpowiedział, że okrzyk wojenny jest
czymś, co towarzyszy człowiekowi przez całe życie, dlatego musi on być od samego początku
skuteczny. Można to osiągnąć jedynie w ten sposób, że pohamuje się przyrodzony człowiekowi strach
i pośpiech, pozwalając, by moc nas napełniła, wówczas wydany przez nas okrzyk będzie potężny i
ukierunkowany. Właśnie w takich okolicznościach okrzyk wojenny może być niezbędny.
Poprosiłem, by opowiedział szerzej o mocy, która powinna przepełnić człowieka przed wydaniem
owego okrzyku. Stwierdził, że jest on czymś, co przebiega przez całe ciało, wydobywszy się z tego
miejsca na ziemi, gdzie się stoi; ściślej  jest to moc promieniująca z dobroczynnego miejsca. Ona to
właśnie wydobywa z nas okrzyk wojenny. Jeśli posłużymy się nią prawidłowo, owo bitewne zawołanie
będzie doskonałe.
Ponownie spytałem don Juana, czy uważa, że coś mi się przydarzy. Odpowiedział, że nic o tym nie
wie, i dramatycznym głosem nakazał mi nie ruszać się z mego miejsca, dopóki nie będzie to
konieczne, ponieważ jedynie to chroni mnie przed wszelkim możliwym rozwojem wypadków. Zaczęło
mnie ogarniać przerażenie; błagałem, by wyrażał się bardziej konkretnie. Odpowiedział, że wie tylko
tyle, iż pod żadnym pozorem nie wolno mi się ruszyć z miejsca  zabronił mi iść do domu lub w
zarośla. Przede wszystkim zaś  stwierdził  nie wolno mi się było odezwać słówkiem, nawet do
niego. Powiedział, że jeśli ogarnie mnie strach nie do zniesienia, mogę śpiewać pieśni Mescalito, a
potem dodał, że wiem już zbyt wiele o tych sprawach, by trzeba mnie było strofować jak dziecko i
przypominać, że zawsze należy postępować prawidłowo.
Upomnienia don Juana były dla mnie istną udręką. Byłem pewien, że spodziewał się jakichś
wydarzeń. Spytałem, dlaczego polecił mi śpiewać pieśni Mescalito; chciałem się także dowiedzieć,
dlaczego uważał, że może mnie ogarnąć strach nie do zniesienia. Roześmiał się i odpowiedział, że
przerazić może mnie i to, że zostanę sam. Wszedł do domu i zamknął za sobą drzwi. Spojrzałem na
zegarek. Była siódma wieczór. Przez długi czas siedziałem spokojnie. Z izby don Juana nie dochodziły
żadne dzwięki. Panowała całkowita cisza. Wiał wiatr. Zastanawiałem się, czy nie skoczyć do auta po
skafander, nie ośmieliłem się jednak postąpić wbrew radzie don Juana. Nie byłem śpiący, tylko
zmęczony. Podmuchy zimnego wiatru nie pozwoliły mi odpocząć.
Po upływie czterech godzin usłyszałem kroki obchodzącego dom don Juana. Pomyślałem, że idzie
oddać mocz w zaroślach. Wówczas zawołał mnie głośno.
 Hej, chłopcze! Jesteś mi tu potrzebny!
Niewiele brakowało, żebym wstał i poszedł. Głos był jego, ale nie ton, zwykle też nie odzywał się w
ten sposób. Don Juan nigdy nie zwracał się do mnie  hej, chłopcze". Dlatego nie ruszyłem się z
miejsca. Po plecach przebiegł mi dreszcz. Znów rozległo się wołanie don Juana; słowa również były te
same lub bardzo podobne.
Usłyszałem, że kręci się na tyłach domu. Potknął się o stos drewna, jak gdyby nie wiedział, że się
tam znajduje. Następnie pojawił się na werandzie i usiadł przy drzwiach oparty plecami o ścianę.
Sprawiał wrażenie bardziej ociężałego niż normalnie. Ruchy, jakie wykonywał, nie były wolniejsze czy
mniej zgrabne, tylko bardziej ociężałe. Zwalił się na podłogę, zamiast  jak to zwykle czynił  gładko [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •