X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Erica, że ludzie powinni stać na swoich własnych dwóch
nogach?
Uśmiechnął się i podszedł do niej powoli, jakby nie
był pewien, jak zareaguje.
- Jasne. Ale on wciąż będzie musiał stać na swoich
własnych nogach. Te pieniądze będą po prostu podusz�
ką, gdyby zdarzyło mu się upaść.
- Sama nie wiem...
- Przynajmniej - ciągnął dalej szybko - pozwól nam
wpłacić je dla niego na jakiś fundusz. Będą tam na stu�
dia lub na coś innego, czego kiedyś będzie potrzebował.
Myśl o tym, że będzie mogła posłać Erica na dobre
studia, nie martwiąc się o to, jak za nie zapłaci, była zbyt
kusząca, żeby się jej nie poddać. A jeżeli pieniądze zo-
Domowe ognisko 109
staną umieszczone na koncie dla jej syna, ona nie bę�
dzie z nich korzystać. Nie ona będzie brać pieniądze od
Lonerganów.
Poczuła ulgę i kiwnęła głową.
- No dobrze. Zgadzam się na fundusz edukacyjny pod
jednym warunkiem.
Zauważyła drgnienie kącika jego ust.
- Twarda z ciebie kobieta.
- Owszem - zaśmiała się. - Te pieniądze mają być
przeznaczone wyłącznie na studia. A jeżeli coś zostanie,
niech pójdzie na fundusz, do którego Eric będzie miał
dostęp po ukończeniu trzydziestu lat.
Jake uniósł brwi, ale przytaknął.
- Dobrze, tak zrobimy. Ale, Donno... Posłuchaj, wiem,
że robisz to, co uważasz dla niego za najlepsze, jednak
musisz być ostrożna z Erikiem.
- Co masz na myśli?
Wyciągnął ręce z kieszeni i wziął ją za ramiona w sta�
nowczym, lecz łagodnym uścisku.
- Tylko się znowu nie zdenerwuj. Dam ci jedynie pew�
ną radę. Możesz z niej skorzystać albo nie, jak chcesz.
Starała się nie zwracać uwagi na ciepło rozlewające
się po całym ciele od jego rąk. Skupiła uwagę na jego
oczach. Ciemnych. Głębokich. Przełknęła ślinę.
- Słucham.
- Chodzi o to... Wiesz, kiedy umarł mój ojciec, mama
starała się trzymać mnie pod kluczem, żebym był bez�
pieczny. Osiągnęła coś wręcz przeciwnego. Buntowałem
się jak tylko mogłem przeciwko wszystkiemu. - Wzru-
Maureen Child
110
szył ramionami. - %7łeby zacząć własne życie, zaraz po li�
ceum zaciągnąłem się nawet do piechoty morskiej.
- Pamiętam.
- W każdym razie chcę ci powiedzieć, że gdyby ma�
ma nie starała się tak bardzo mnie uwiązać, nie musiał�
bym tak mocno walczyć o swoją wolność. - Kciukami
masował kojąco jej ramiona. - Nie chciałbym, żeby coś
takiego przydarzyło się Ericowi. I tobie.
Jego ciche i łagodne słowa zabrzmiały bardzo wiary�
godnie i Donna nie mogła ich zignorować. Eric dorastał
i buntował się przeciwko różnym regułom, starając się
być sobą. Donna ostatnie czternaście lat spędziła, chro�
niąc go. Wiedziała, że testowanie granic jest naturalne,
jednak niełatwo jej będzie się wycofywać.
- Jake, wiem, że masz dobre intencje - powiedziała,
nie chcąc, aby wiedział, jak bardzo jego słowa ją uderzy�
ły. - Ale nie jesteś ojcem Erica.
- Niewiele brakowało - przypomniał.
- Nigdy nie zapomnisz o tamtej nocy, prawda? - szep�
nęła.
- Nie. - Zsunął jedną rękę z ramienia ku jej piersi
i nakrył ją dłonią, pieszcząc delikatnie. - Chociaż muszę
przyznać, że noc, którą ostatnio spędziliśmy razem, jest
jeszcze lepszym wspomnieniem... - Przerwał na chwilę.
- Tęskniłem za tobą przez ostatnie dni.
- Jake... - Zamknęła oczy, a kiedy je otworzyła, jego
dłoń zdążyła wślizgnąć się pod tkaninę jej bluzki i biu�
stonosza. - Och, Jake - westchnęła. - Nie powinieneś
tego robić.
Domowe ognisko
111
- Nie, powinienem zrobić o wiele więcej - powiedział,
pochylając głowę i składając na jej ustach obiecujący po�
całunek.
- Grasz nie fair - wyszeptała słabo.
- Nie zaprzeczę.
Zaśmiała się i westchnęła, kiedy palcami zaczął draż�
nić jej sutek. Nigdy nie zaznała takiego podniecenia.
Nawet nie wiedziała, że potrafi tak pragnąć. Pochyliła
się ku niemu i oblizała wargi.
- Miałam już nigdy się z tobą nie spotykać - przyzna�
ła. - A przynajmniej nie sam na sam.
- Taak, domyślałem się tego - powiedział Jake, całując
jej czoło, zamknięte oczy i czubek nosa.
- Muszę się jeszcze z tobą spotkać - westchnęła.
- Miałem taką nadzieję. - Pochylił się i pocałował ją
w usta.
Zadrżała.
- Jake, to nie jest dobry pomysł.
- Donno, oboje jesteśmy dorośli i nie mamy zobo�
wiązań. - Jego oddech omiótł jej twarz. - Pragniemy
się nawzajem. Dlaczego nie mielibyśmy się temu pod�
dać?
- Przedstawiasz to tak rozsądnie.
Jake mrugnął do niej.
- Cóż, robię postępy - powiedział, uśmiechając się. -
Kilka dni temu byłem panem Niebezpiecznym, teraz je�
stem rozsądny.
Zachichotała i przytuliła się do jego szerokiej piersi.
- Jak to jest, że to wszystko tak się plącze i jest takie
Maureen Child
112
zagmatwane? Przysięgam, Jake, czasami nie wiem, co
mam myśleć. Albo czuć.
- Sama wszystko komplikujesz. Zawsze tak było. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •  

    Drogi użytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.