[ Pobierz całość w formacie PDF ]

potem przestała się opierać. W jego objęciach było ciepło i
bezpiecznie. A kiedy usta Josha delikatnie dotknęły jej warg,
była już na sto procent pewna, że jest tam, gdzie jej miejsce.
Odsunęła się, owszem, ale dopiero wtedy, kiedy ich długi,
namiętny pocałunek definitywnie dobiegł końca.
- Ja chyba w ogóle bardzo mało wiem o prawdziwych
mężczyznach - stwierdziła po chwili lekko zdyszanym
głosem.
- Chyba tak - zgodził się Josh. - Ale pomogę ci uzupełnić
twoją wiedzę.
- I tego właśnie obawiam się najbardziej!
- Nie! W pani oczach nie widzę ani odrobiny lęku, pani
McGuiness - powiedział Josh radośnie. I rzeczywiście, po raz
pierwszy w błękitnych oczach nie czaił się strach.
- A co pan w nich widzi, panie doktorze?
Doktor Gardner przez całe swoje dorosłe życie nieustannie
zaglądał ludziom w oczy. Widział ich setki, tysiące. Były
szare i brązowe, zielone i czarne, duże i małe. Ale żadne z
nich nie były tak piękne i nie przypominały dwóch błękitnych
jezior. Takie zobaczył dopiero teraz.
- Widzę w nich... widzę szalony apetyt na coś, co jest
bardzo przyjemne.
Libby westchnęła.
- Mówiłam ci już, że jesteś arogancki?
- Tak, chyba nawet ze dwa razy.
Nie próbował jej pocałować. Siedzieli, wtuleni w siebie,
jej włosy łaskotały go w policzek i było cudownie.
- Usłyszysz po raz trzeci. Panie doktorze, pan jest
arogancki.
- Tak. Jestem arogancki i też mam apetyt na coś bardzo
przyjemnego.
Libby roześmiała się i Josh odetchnął z ulgą. Libby nie
tylko przestała się bać, lecz wreszcie była swobodna. Te pięć
dni przerwy okazało się genialnym pomysłem. On, co prawda,
męczył się w tym czasie jak potępieniec, ale warto było trochę
poczekać. Udało się, apetyt Libby przezwyciężył jej lęk.
- Libby?
- Co?
Ich kolejny pocałunek był jeszcze gorętszy. Libby
przylgnęła do Josha całym ciałem, odpowiadała namiętnie na
pieszczoty. Potem odsunęła się i oznajmiła:
- Muszę już iść.
- Godzina policyjna?
- Nie, ale powinnam wracać do dziecka.
Znikła łagodna, przepełniona żarem Libby. Teraz znów
obok Josha siedziała trzezwa pani McGuiness, nie
pozwalająca, aby ktoś wtargnął w jej spokojne,
uporządkowane życie.
- Przecież ja nawet na moment nie zapomniałem, że masz
Meg.
- Wiem, wiem. Ale...
- Znów chowasz się do swojej skorupy.
- Oj, panie doktorze, niech pan lepiej leczy oczy, a nie
dusze!
Libby McGuiness znów wznosiła wokół siebie
prawdziwy, trudny do zdobycia mur.
- Fakt. Najlepiej znam się na oczach - przyznał Josh. - Ale
oczy są też zwierciadłem duszy, pani McGuiness, i można
przez nie zajrzeć do ludzkiego wnętrza! Myślę, Libby, że
kiedy ojciec Meg zniknął z twojego życia, skupiłaś się
całkowicie na dziecku i pracy, zapominając o sobie, o tym, że
ty też istniejesz i masz jakieś pragnienia. ..
- I ty zamierzasz teraz zaspokoić moje pragnienia? Z
własnej i nieprzymuszonej woli?
Niewyparzony język Libby McGuiness znów dał o sobie
znać, a to zwiastowało kłopoty. Josh poczuł, że za chwilę
straci cierpliwość. Ile jeszcze bitew przyjdzie mu stoczyć z
Libby? Dlaczego wiecznie musiał jej coś udowadniać i
tłumaczyć? I właściwie, po co? Przecież to absurd. Obiecał
sobie solennie, że nie będzie się z nikim wiązać, a tymczasem
robił wszystko co w jego mocy, aby pozyskać przychylność
kobiety, z którą nieustannie skakali sobie do oczu.
- Wydaje mi się, że w jakimś stopniu już je zaspokoiłem.
Dziś przypomniałaś sobie, że jesteś kobietą. Nie tylko matką i
bizneswoman.
- Jak zwykle okrasiłeś swą wypowiedz szczyptą
arogancji! - rzuciła ostro Libby, prostując się jak struna, - A
dla ścisłości, ja nigdy nie zapomniałam, że jestem kobietą.
- Naprawdę? To powiedz, kiedy ostatni raz całowałaś
jakiegoś faceta?
- Ja...
- No właśnie.
- Ja nie całuję!
- Czyżby? Libby?
- Co?
- Pocałuj mnie. Teraz.
- Nigdy jeszcze nie spotkałam równie denerwującego
osobnika - wymamrotała, błyskawicznie przysuwając się do
niego.
- A ja kobiety, która bardziej niż ty nadawałaby się do
całowania - wymruczał Josh, obejmując ją ramionami. - Choć
kiepsko parkujesz i potrafisz człowiekowi zalezć za skórę.
- Przestań już gadać - szepnęła. - Pocałuj mnie. Josh
postanowił jednak być okrutny i na razie zajął się
obsypywaniem drobnymi pocałunkami karczku i szyi Libby.
- Pocałuj mnie - prosiła Libby coraz żarliwiej.
- Ale Meg czeka na ciebie - droczył się Josh.
- Może poczekać jeszcze kilka minut - szepnęła Libby,
sama szukając jego ust. - Przecież jest pod dobrą opieką.
Pół godziny pózniej Libby cicho wślizgnęła się do holu,
gdzie stała już na warcie siwowłosa przyjaciółka.
- No, i jak było?
- Film był świetny. Mnie, w każdym razie, bardzo się
podobał. Nie wiem, jak Josh...
- Kobieto! Co tam film! - obruszyła się Pearly. - Powiedz,
jak było w samochodzie?
- Nie rozumiem - odpowiedziała Libby, zajęta
zdejmowaniem butów i bardzo zadowolona, że nie musi
patrzeć Pearly w oczy.
- Oczywiście, że rozumiesz! Przez prawie trzy kwadranse
nie ruszaliście się z samochodu! Na szczęście, przez twoje
rolety można sporo dojrzeć. Domyślam się, że zamieniliście
ze sobą kilka słów, nie sądzę jednak, żeby te trzy kwadranse
wypełnione były wyłącznie rozmową!
- Pearly! - Libby wyprostowała się i nieco drżącymi
palcami zaczęła rozpinać płaszcz. - Wyobraz sobie, że ja
naprawdę nie rozumiem! Zupełnie nie rozumiem, dlaczego tak
uwzięłyście się na mnie i Josha! Co wy w nim widzicie? Jest
uparty, arogancki...
- Tak, tak! Uparty, arogancki. - Pearly znacząco pokiwała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •