[ Pobierz całość w formacie PDF ]

by wnieść je wszystkie na górę. Zajmie mi to jeszcze co
najmniej dwie godziny. Wiesz, Rosy, powinnaś była dobrze
się zastanowić, zanim zdecydowałaś się wyjść za Guarda.
Wzięłaś na siebie poważne ryzyko.
Poczuła, że serce zaczyna walić jej w piersi niczym młot
kowalski.
- Co masz na myśli? - zapytała, wiedząc, że podejmuje
temat co najmniej tak samo ryzykowny, jak jej decyzja
o zamąż pójściu.
- Chyba nie muszę tłumaczyć ci abecadła. Guard
opanowaÅ‚ sztukÄ™ uwodzenia kobiet do perfekcji i dla nie­
go to żaden problem wybrać sobie kandydatkÄ™ na żo­
nÄ™, a potem zaciÄ…gnąć jÄ… do oÅ‚tarza. Czy jednak postawi­
łaś sobie pytanie, dlaczego właśnie na ciebie padł jego
wybór?
- To proste. Ponieważ zakochał się we mnie - odparła
bez chwili namysłu.
Było jasne, że Edward coś podejrzewał. Ale wiedziała
teraz przynajmniej tyle, iż bÅ‚Ä…dziÅ‚ po omacku i że nie wszy­
stkie jego podejrzenia były tramę. Tak czy inaczej, nie było
sensu kontynuować tej rozmowy. Więc odwróciła się i bez
słowa odeszła.
O%7Å‚EC SI ZE MN 121
Wykąpawszy się, wyszła z wanny i sięgnęła po ręcznik.
CzuÅ‚a siÄ™ odÅ›wieżona, lekka, a zarazem półsenna, zaÅ› nie­
zbitym dowodem nastroju odprężenia i chwilowej ulgi był
uśmiech na jej twarzy.
Znikł jednak dokładnie w chwili, gdy uświadomiła sobie
po otwarciu szafy, że wszystkie jej nocne koszule, a także
komplety bielizny, zostaÅ‚y w jej dawnym pokoju. W gorÄ…­
czce sprzÄ…tania tej sypialni zapomniaÅ‚a caÅ‚kiem o przenie­
sieniu swych osobistych rzeczy.
Zastanawiała się właśnie, czy przed wyprawą po nocną
koszulÄ™ naciÄ…gnąć z powrotem na siebie dopiero co zrzu­
cone ubranie, czy też zadowolić się samym ręcznikiem,
kiedy drzwi otworzyły się i do sypialni wszedł Guard.
Sprawdziła szybkim spojrzeniem, czy ręcznik szczelnie
zasłania jej nagość.
- Miałeś zjawić się tu dopiero po dwóch godzinach.
- Tak, lecz przykleił się do mnie Edward i zaczął raczyć
niesmacznymi komentarzami na temat pracujÄ…cych męż­
czyzn i nagich kobiet, niecierpliwie oczekujÄ…cych na nich
w łóżku.
- Czy nadal się tam kręci? - zapytała z niepokojem.
- Tak, wnosi jakieś paczki na górę. Dlaczego pytasz?
Przełknęła ślinę.
- Zapomniałam wziąć moją osobistą bieliznę.
Wzruszył ramionami.
- Więc wezmiesz ją jutro rano. Jeśli natkniesz się na
Edwarda i on zahaczy ciÄ™ jakimÅ› pytaniem, powiesz mu po
prostu, że nie miałaś czasu zająć się tym przed ślubem.
Rosy niespokojnie poruszyła się.
- Nie rozumiesz, Guard. Ja tutaj nie mam niczego, do­
słownie niczego. Nie mam nawet w czym spać. W tym
O%7Å‚EC SI ZE MN
122
zamęcie, jaki wywołał Edward swoim pojawieniem się,
całkiem zapomniałam o nocnej koszuli. Nie mam wyboru.
Po prostu muszę iść po nią.
- Nie.
- Nie możesz mi tego zabronić. Przecież nie będę spała
nago - powiedziała z rozpaczą w głosie.
- A dlaczego by nie? Trzecia czy czwarta noc to ciÄ…gle
noc poślubna i nie zdarza się, by nowożeńcy włóczyli się
wówczas po korytarzach w poszukiwaniu nocnych koszul
czy piżam. Nie. Spędzisz tę noc w tym, w czym jesteś, to
znaczy we własnej skórze.
Rosy patrzyła nań jak zahipnotyzowana.
- Nie mogÄ™...
- Oczywiście, że możesz. Ja robię to co noc.
Jęknęła.
- I mamy spać nago pod jedną kołdrą? Przecież to się
nie godzi...
Guard uniósł brwi.
- W takim razie masz bardzo dziwny poglÄ…d na maÅ‚­
żeństwo. Właśnie w przypadku współmałżonków godzi się
to jak najbardziej. - Zlustrował ją uważnym spojrzeniem
od palców stóp po czubek głowy. - I zapewniam cię, że
nie ma nic przyjemniejszego od zetknięcia ciał dwojga
kochajÄ…cych siÄ™ ludzi.
CiaÅ‚o obok ciaÅ‚a, ciaÅ‚o przy ciele, ciaÅ‚o spojone z cia­
Å‚em. .. Ta sugestywna wizja...
- Co siÄ™ z tobÄ… dzieje, Rosy? - zapytaÅ‚ Guard sarkasty­
cznym tonem. - Czyżby twoje spuszczone ze smyczy żą­
dze chciaÅ‚y rzucić siÄ™ na moje nagie, bezbronne ciaÅ‚o i roz­
szarpać je na kawałki?
Rosy wiedziała, że Guard po prostu nabija się z niej, a jed-
O%7Å‚EC SI ZE MN 123
nak w jego żarcie był bez wątpienia okruch prawdy, a nic
tak nas nie wyprowadza z równowagi, jak wytknięcie nam
czegoś, do czego żadną miarą nie chcemy się przyznać;
Chwyciła więc poduszkę i cisnęła nią w żartownisia.
Złapał ją w locie z kuglarską zręcznością, wybuchając
szczerym, niepowstrzymanym śmiechem.
- Dziecino, bardzo ci do twarzy z tym buntowniczym
błyskiem w oczach.
PodbiegÅ‚, objÄ…Å‚ jÄ… wpół i zakrÄ™ciÅ‚ siÄ™ z niÄ… wokół wÅ‚as­
nej osi.
PrzypominaÅ‚ teraz jej ojca, który zawsze dawaÅ‚ siÄ™ na­
mówić swojej córce na zabawę w karuzelę.
Ale Rosy nie była w nastroju do zabawy. Wyrywała się,
zapierała nogami, syczała z bezsilnego gniewu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •