[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ubo\si i czegoś pozbawieni. W głowie miał zamęt; uczucia,
myśli na
wpół uświadomione, zepchnięte w podświadomość 
których i teraz nawet nie potrafiłby nazwać ani rozpoznać 
dochodziły do głosu, budząc niepokój. Odkrywał w sobie
sprzeczności, których się bał i których nie rozumiał. Gdy tak
słuchał  zafascynowany, zdumiony, Aais gwałtownie
podniosła obie ręce, objęła nimi głowę  nie słyszeli jej
głosu, mogli tylko odgadywać słowa z poruszania się ust:
 Jeśli to wszystko... naprawdę było w nich, to oni... oni...
Oni musieli zginąć.
Nikt jej nie odpowiedział; gdy muzyka ucichła, siedzieli
chwilę bez ruchu, wreszcie, w milczeniu, zaczęli jedno po
drugim opuszczać salę. Taave pozostał sam. Długo siedział
zupełnie nieruchomo, z głową wspartą na rękach, jak gdyby
nasłuchiwał dawno przebrzmiałego dzwięku, próbując
jeszcze rozeznać się we wszystkich niespodzianych
uczuciach, które odkrywał w sobie tak gwałtownie i nagle.
Potem  wcią\ jeszcze niczego nie rozumiejąc  wstał,
przez kilka minut patrzył na tkwiący w uchwytach kryształ.
Wyciągnął rękę i szybko, prawie ukradkiem  choć nikt nie
mógł tego widzieć  wyłuskał go z aparatu. Odwrócił się i
wcią\ trzymając kryształ w dłoni  spoconej, kurczowo
zaciśniętej
 wyszedł pośpiesznie.
 Tanith, Kes, Taave...  niecierpliwy głos Aais rozlegał się
ze wszystkich zainstalowanych w wykopie głośników,
dzwięczało w nim napięcie.  W kwaterze B3/II znalezliśmy
coś bardzo dziwnego... Schron, niby taki jak inne, ale
wygląda jak... jak galeria sztuki. Czekamy na was, Re'noe i
Haer'rth ju\ są. Pospieszcie się, chcielibyśmy tam wejść. To
było coś nowego, dotychczas  jeśli nie liczyć kryształów 
nie spotkali \adnych śladów twórczości mieszkańców tego
miasta. Aais zupełnie zbędnie namawiała ich do pośpiechu;
biegli prawie, nie zwa\ając na upał. Prócz ciekawości czuli
nikłą nadzieję, \e to pozwoli im posunąć się naprzód, \e
cokolwiek wyjaśni. Gdy  prowadzeni zielonym, pulsującym
okiem naręcznego radiolokatora  dobiegli do oczekującej
ich grupy, chwytali z trudem oddech, koszule lepiły im się do
pleców.
 Gdzie ta... galeria?  wydyszał Tanith wpadając prawie
na Aais i łapiąc gwałtownie oddech.  I skąd mo\ecie
wiedzieć, czy to są dzieła sztuki? Ich twórczość przecie\
mogła być całkiem inna od naszej...
 Zobacz  powiedziała, spokojnie, odsuwając się, Aais
(ten spokój był wymuszony, widziało się wyraznie).  A inna
jest, rzeczywiście...
Przez wywa\one przed wiekami drzwi w głąb ciemnego,
wąskiego jak korytarz w kopalni schronu jaskrawą strugą
wlewało się słoneczne światło. Rozjaśniało tylko najbli\szy
fragment tej betonowej sztolni, ale to wystarczało: jego
promienie załamując się w dziwnych, przejrzystych
prostopadłościanach, wyławiały z ich wnętrza zamknięte tam
hermetycznie, prostokątne tablice pokryte wielobarwną
farbą:
kolory najwyrazniej układały się w linie i wzory, tworzyły
nieczytelne z tej odległości, ale bez wątpienia obrazy.
 Tak, macie rację. To chyba ich galeria. A te tablice...
zgromadzone tutaj okazy sztuki...
 Wchodzimy?  spytał rzeczowo Kes.
 Strop?  przyhamował ich Taave.
 Bądz spokojny, wytrzyma. Nie czekaliśmy bezczynnie na
twoje... dyrektywy. Nim nadeszliście, ja kazałem robotom
wykonać wszystkie pomiary  powiedział wyzywająco
Haer'rth.
W zazwyczaj tak spokojnych oczach Taave zapalił się na
moment gniewny, niedobry błysk  przez chwilę patrzył tak
na Haer'rtha, ale nic nie powiedział. Odwrócił się i milcząc
przekroczył próg galerii.
Po kilku krokach od wejścia ogarnęła ich ciemność i Taave
wydał polecenie robotom, by zapaliły światła. W tym
sztucznym, zimnym blasku, tak ró\nym od słonecznego,
barwy zagrały \ywiej, stały się wyrazniejsze i jakby
agresywne. Po obu stronach długiego korytarza, wzdłu\
ścian, ciągnęły się rzędy przezroczystych
prostopadłościanów, w ka\dym tkwił obraz i chocia\ ka\dy z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •