[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wodze i obejrzeli się.
Wybuch był dziwnie cichy. Wyrzucił w powietrze ziemię i kamienie, a kiedy opadły i rozwiał się
dym, ujrzeli zniszczony podkład i wygiętą szynę po lewej stronie toru.
- Wie pan, że to się da naprawić? - odezwał się Claremont niepewnie. - Odkręcą uszkodzony
fragment toru, a na jego miejsce wstawią szynę zza pociągu.
- Wiem. Gdybym podłożył duży ładunek i zniszczył tor bezpowrotnie, z braku wyboru musieliby iść
do fortu pieszo.
- No to co?
- To, że dotarliby tam cali i zdrowi. Marika spojrzała na niego ze zgrozą.
- Dla nas oznaczałoby to pewną śmierć - wyjaśnił. Nie zmieniło to nastawienia dziewczyny.
- Nie rozumie pani, że nie ma wyboru? - powiedział łagodnie. Marika wzdrygnęła się i odwróciła.
Deakin spojrzał na nią beznamiętnie i popędził konia. Po chwili pułkownik i dziewczyna ruszyli za
nim.
Rozdział dziesiąty
O'Brien z ulgą oparł się o ścianę kabiny, ocierając pot z czoła. Pociąg nadal jechał do tyłu, ale już
coraz wolniej. Major wychylił się na zewnątrz i spojrzał w bok. Pół kilometra dalej w kierunku jazdy
zobaczył Białą Rękę i jego wojowników. Wódz Pajutów stracił kamienny spokój. Na jego twarzy
odmalowało się pełne niedowierzania zdziwienie, a potem radość. Pomachał do majora, skinął ręką na
swoich ludzi i puścił się biegiem. Dwie minuty pózniej w pociągu zaroiło się od Indian. Biała Ręka
wszedł do kabiny maszynisty, gdzie powitał go O'Brien. Major natychmiast otworzył przepustnicę i
pociąg ruszył z miejsca, tyin razem do przodu.
- Spłoszyli wam wszystkie konie?
- Wszystkie. A dwóm moim ludziom strzelili w plecy. Zaoszczędził nam pan długiej drogi, majorze
O'Brien. A dlaczego nie widzę mojego przyjaciela, szeryfa Pearce'a?
- Wkrótce go zobaczysz. Wysiadł, żeby załatwić pilną sprawę. O'Brien spojrzał przez okno na coraz
bliższy zachodni wylot Przełęczy Złamanego Serca. Nagle wychylił się z kabiny. Wzrok go nie mylił -
na torze leżał jakiś człowiek, a był nim nie kto inny, tylko Pearce. Major zaklął i skoczył do
przepustnicy i hamulca.
Pociąg zatrzymał się z szarpnięciem. O'Brien i Biała Ręka wyskoczyli z kabiny, podbiegli do
leżącego i zatrzymali się, spoglądając ponuro na skurczonego, zalanego krwią i wciąż nieprzytomnego
szeryfa. Obaj jednocześnie podnieśli wzrok. Trzydzieści metrów przed sobą ujrzeli głęboką wyrwę pod
torem, zniszczony podkład i wygiętą szynę.
- Deakin umrze za to - powiedział cicho Indianin. O'Brien spojrzał na niego przeciągle.
- Nie, jeżeli zobaczy cię wcześniej niż ty jego, wodzu - rzekł ponuro.
- Biała Ręka nie boi się nikogo.
- A więc czas, żebyś zaczął się bać Deakina. To agent rządu federalnego. Jest przebiegły jak wąż i zły
duch mu sprzyja, jak byś to ty powiedział. Szeryf Pearce może się uważać za szczęśliwca, że Deakin
darował mu życie. Chodzmy, trzeba naprawić tor.
Naprawa zajęła Pajutom raptem dwadzieścia minut. Pracowali pod nadzorem O'Briena, w dwóch
grupach - jedna usuwała uszkodzoną szynę, a druga odkręcała inną za pociągiem. Zniszczony fragment
toru zrzucili z nasypu, a na jego miejsce wmontowali nowy. Układanie podkładów i wyrównywanie
szyn nie jest zajęciem dla amatorów, ostatecznie jednak O'Brien uznał, że mimo całej prowizorki i
bylejactwa, tor powinien wytrzymać. W tym czasie pojękujący szeryf, którego oparto o zderzak
lokomotywy, powoli odzyskiwał przytomność. Henry podtrzymywał go troskliwie, bez przerwy
ocierając mu z krwi rozcięty policzek i efektownie posiniaczoną skroń.
- Jedziemy - zarządził O'Brien. Indianie, Pearce i Henry wsiedli do wagonów i tylko Biała Ręka
dotrzymał towarzystwa majorowi. O'Brien zwolnił hamulec, minimalnie otworzył przepustnicę i z
niepokojem stanął przy bocznym okienku. Szyny przechyliły się, na szczęście niegroznie, gdy koła
lokomotywy wjechały na nowo ułożony fragment toru. Major odsunął się od okna i otworzył
przepustnicę do samego końca.
Deakin, Claremont i Marika zatrzymali się. Nie zsiadając z konia, agent szybko zaczął zmieniać
opatrunek na krwawiącej dłoni pułkownika.
- Człowieku, liczy się każda minuta! - ponaglił go Claremont. - Tracimy tylko czas.
- Stracimy nie tylko czas, jeżeli nie zatamujemy tego krwotoku. - Deakin zerknął na dziewczynę,
która ze ściągniętą z bólu twarzą i zaciśniętymi ustami trzymała się za lewy nadgarstek. - Jak z panią? -
W porządku.
Przyjrzał jej się szybko, obojętnie i zajął się ręką pułkownika. Zaledwie ruszyli w dalszą drogę, znów
spojrzał na dziewczynę. Osunęła się w siodle i zwiesiła głowę.
- To nadgarstek tak panią boli? - zapytał.
- Nie, noga w kostce. Nie mogę wsunąć stopy w strzemię.
Deakin podjechał do niej z drugiej strony. Jej lewa noga zwisała bezwładnie obok strzemienia.
Spojrzał przez ramię za siebie. Znieg nie padał, pierzchające chmury odsłaniały wyblakły błękit nieba.
Nad grzbietem góry ukazało się słońce. Agent znów spojrzał na Marikę - mając skręconą nogę i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •