[ Pobierz całość w formacie PDF ]
że gdyby kiedykolwiek udało nam się wydostać z wyspy i ludzie dowiedzieliby się o naszych relacjach,
mój czyn miałby swoje reperkusje. Leżąc w ciemności z wtulonym we mnie T.J., usprawiedliwiałam
w myśli to, co się stało, tłumaczyłam, że to coś dobrego, że jeśli ktoś na to zasługiwał, to właśnie my. To
nasza sprawa, niczyja inna.
A przynajmniej tak sobie wmawiałam.
*
Klęczałam na jednym kolanie, na głowie miałam czapkę baseballową T.J., włosy ściągnięte do tyłu,
żeby mi nie przeszkadzały. Przede mną na ziemi leżały: zakrzywiony patyk, którego T.J. używał do
rozniecania ognia, dwa małe kawałki drewna oraz sucha rozpałka z włókien kokosa i trawy.
Jakiś tydzień po zabiciu rekina T.J. zauważył, że jest jedna jedyna rzecz, której nie potrafię robić. To
on zawsze rozpalał ognisko i chciał się upewnić, że mnie również się to uda. Uczył mnie i już zaczynałam
chwytać, na czym cała rzecz polega, chociaż na razie zdołałam wytworzyć wyłącznie sporo dymu i spocić
się przy tym jak ruda mysz.
Gotowa? spytał T.J.
Tak.
No to do dzieła.
Podniosłam patyk, przewlokłam go przez pętlę ze sznurowadła i użyłam łuku, by wprawić go w ruch
wirowy. Po dziesięciu minutach uzyskałam dym.
Nie przestawaj powiedział. Niewiele już brakuje. Musisz obracać patykiem najszybciej, jak
potrafisz.
Posłuchałam jego rady i po dwudziestu minutach rozbolały mnie ręce, pot spływał mi strużkami po
twarzy, ale dostrzegłam w końcu odrobinę żaru. Wydłubałam ją i ostrożnie umieściłam na rozpałce, po
czym delikatnie rozdmuchałam.
Gdy zajęła się płomieniem, upuściłam ją na ziemię.
O mój Boże!
T.J. przybił mi piątkę.
Udało ci się!
Super! Jak myślisz, ile mi to czasu zajęło?
Niezbyt dużo. Ale to nieważne, jak szybko to robisz. Po prostu chcę wiedzieć, że potrafisz to
zrobić. Zdjął mi czapkę i pocałował mnie. Zwietna robota.
Dzięki.
Moje osiągnięcie miało słodko-gorzki smak, ponieważ jedynym powodem, dla którego musiałabym
wykorzystać nowo nabytą umiejętność, było coś złego, co przytrafiłoby się T.J.
ROZDZIAA 28
T.J.
Jedliśmy lunch, gdy z lasu wyszła kura.
Anno, spójrz za siebie.
Obejrzała się.
Co& ?
Przyglądaliśmy się, jak podchodzi bliżej. Dziobała ziemię, najwyrazniej zupełnie się nie śpiesząc.
Czyli ostatecznie została jeszcze jedna zauważyłem.
Owszem, ta głupia. Anna uśmiechnęła się. Ale przeżyła, tylko ona ze wszystkich, więc może
jednak całkiem cwana.
Kura podeszła do Anny, która powiedziała do niej:
O, cześć. Czyżbyś nie wiedziała, co zrobiliśmy z resztą twoich pobratymców?
Kura przechyliła łebek i popatrzyła na nią, jak gdyby próbowała zrozumieć jej słowa. Zlina napłynęła
mi do ust. Pomyślałem o smacznej kolacji, która nas czeka, ale Anna zaproponowała:
Nie zabijajmy jej. Przekonajmy się, czy znosi jajka.
Zbudowałem nieduży kojec i Anna włożyła kurę do środka. Kura spojrzała na nas, jakby chciała
powiedzieć, że podoba jej się nowy dom. Anna nalała trochę wody do pustej łupiny kokosa.
Co jedzą kury? spytała.
Nie mam pojęcia. Jesteś nauczycielką. Ty mnie oświeć.
Uczę angielskiego. W dużej dzielnicy wielkiego miasta.
Parsknąłem śmiechem.
No cóż, ja naprawdę nie wiem. Pochyliłem się nad kojcem. Lepiej znieś jajka, ponieważ w tej
chwili stałaś się jeszcze jedną gębą do żywienia, a jeśli nie lubisz kokosów, owoców chlebowca i ryb,
może ci się tu nie spodobać.
Przysiągłbym na Boga, że kura pokiwała głową.
Nazajutrz zniosła jedno jajko. Anna rozbiła je do pustej skorupki kokosa i roztrzepała je palcem.
Położyła skorupkę w pobliżu płomieni i czekała, aż jajecznica się zetnie. Gdy była już gotowa,
rozdzieliła ją pomiędzy nas.
Pychota rzuciła, cmokając.
Oj, tak przyznałem, dokończywszy mój przydział. Tak dawno nie jadłem jajecznicy. Smak jest
dokładnie taki, jak zapamiętałem.
Po dwóch dniach kura zniosła kolejne jajko.
Miałaś naprawdę świetny pomysł, Anno.
Kura zapewne też tak uważa odrzekła.
Nazwałaś kurę Kurą?
Kiedy postanowiliśmy darować jej życie, przywiązałam się wyjaśniła wyraznie zakłopotana.
W porządku odparłem. Coś mi mówi, że Kura również darzy cię uczuciem.
*
Zeszliśmy nad wodę, by się wykąpać. Na brzegu zrzuciłem szorty i wszedłem do wody, odwracając
się, by popatrzeć, jak się rozbiera.
Nie śpieszyła się, najpierw zdjęła bluzkę bez rękawów, potem powoli zsunęła szorty i majtki.
Szkoda, że nie może tego zrobić przy muzyce.
Przyłączyła się do mnie w wodzie, a ja umyłem jej włosy.
Niedługo zabraknie nam szamponu powiedziała, zanurzając się z głową, by spłukać włosy.
Ile nam jeszcze zostało?
Nie wiem, może jeszcze wystarczy na parę miesięcy. Podobnie jest z zapasem mydła.
Zamieniliśmy się miejscami i teraz ona zajęła się moimi włosami. Potem namydliłem dłonie i umyłem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-
Archiwum
- Strona Główna
- Hohlbein, Wolfgang Kevin Von Locksley 01 Kevin Von Locksley 267 S
- Hardy Kate MićąĂ˘ÂÂoćąĂ˘ÂĹźÄÂ⥠w Patagonii
- 172 Morey Trish ZakśÂad z milionerem
- That Car's a Dark Horse Vimala Moseley
- Ardat Mayhar The Conjure
- Anderson Gabriella Talizman szczćÂśÂcia
- Carroll Lewis Alicja w Krainie Czarów
- Laurie King Mary Russel 07 The Game
- Moorcock Michael Runestaff 4 Rune Stuff
- Courths Mahler Jadwiga Zemsta indyjskiej tancerki
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- aprzybyt.xlx.pl