[ Pobierz całość w formacie PDF ]
do słuchawki:
Zaraz zejdę.
Przejrzał się w lustrze, poprawił krawat i wyszedł na hotelowy korytarz.
W lobby było pustawo i od razu zauważył tuż przy wejściu zasuszonego człowieczka nerwowo przestępującego z nogi na nogę. Godnie
wkroczył do środka i wyciągnął rękę.
Pan Wirski, przypuszczam?
Człowieczek pokraśniał, nerwowo poprawił okulary i wyrzucił z siebie potok słów, ściskając jednocześnie z ogromnym przejęciem dłoń
Bodzia.
To zaszczyt, panie prezesie, po tylu latach! Wszyscy w firmie z niecierpliwością czekaliśmy na ten moment! Do tej pory był pan dla
nas mityczną postacią, twórcą naszego sukcesu&
Siadaj pan. Bodzio bezceremonialnie przerwał Wirskiemu. Nie bądz pan taki zakręcony jak ruski termos i gadaj, o co chodzi.
Rozparł się wygodnie w fotelu, przypominając sobie, jak Marek mówił, że ludzie puszczą mimo uszu chamskie odzywki, przemilczą
afronty i będą starali się nie zauważać prostactwa, jeśli to wszystko jest poparte solidną kasą.
Marek twierdził cynicznie:
Widzisz, Bodziu, w pewnych sferach dobre wychowanie, wykwintne maniery, piaget na ręku i garnitur od Armaniego wywierają
wrażenie. Ale widziałeś kiedyś, żeby dolar czy euro obraziły się, jak je bierzesz z brudnych rąk? Jeżeli musisz robić interesy z prostakami,
to je po prostu robisz i nie zastanawiasz się, czy to rani twoje poczucie estetyki.
Bodzio uznał zatem, że Wirski musi go przyjąć takiego, jaki jest. Szefie, będę się starał, jak mogę obiecał w duchu Markowi ale jak
coś sknocę, to będzie pańska wina. Nie trzeba było tak chlać! .
Czując się całkowicie rozgrzeszony, protekcjonalnie kiwnął ręką w stronę Wirskiego, dając mu do zrozumienia, iż jest gotów go
wysłuchać.
Wirski zaczął skomplikowany wywód dotyczący jakiejś umowy, zastrzeżeń prawników, komplikacji w związku z niejasnymi przepisami
w różny sposób interpretowanymi przez podejmujących decyzję urzędników. Bodzio nic z tego nie zrozumiał poza tym, że sprawa nie jest
wcale tak pilna, jak przedstawiał to Wirski przez telefon.
Przestań pan już dyrdymalić, zmęczony jestem po podróży i nie mam głowy, żeby się tym dzisiaj zajmować. Prześlij pan wszystkie
dokumenty wraz z opiniami prawników e-mailem, tu masz pan prywatny adres. Wyjął z kieszeni wizytówkę Marka. Jutro rano na
spokojnie pomyślę i skontaktuję się z panem. A teraz napijmy się po jednym za spotkanie. Kelner, dwa burbony z lodem i piwo imbirowe
obok.
Stukając się szklanką z Bodziem, Wirski pomyślał sobie, iż prezes jest bardzo& oryginalnym człowiekiem, i z tym większym podziwem
patrzył na szefa, któremu ukryte wprawdzie, ale na pewno bezdyskusyjne zdolności, inteligencja i charyzma pozwoliły stworzyć tak
doskonale działającą korporacyjną machinę.
Koliński poczekał, aż limuzyna odjedzie, i powoli skierował się w stronę furtki w solidnym ogrodzeniu otaczającym jego willę. Wyłączył
kurtynę alarmową otaczającą posiadłość, wyjął pocztę ze skrzynki i poszedł w stronę frontowych drzwi.
Srebrne modrzewie w ścisłym szpalerze wytyczającym ścieżkę lekko uginały się w podmuchach przenikliwego, lodowatego wiatru.
Postawił kołnierz płaszcza, chwilę mocował się z zamkiem i wreszcie wszedł do ciepłego wnętrza.
Zaczął przeglądać trzymane w ręku papiery, odrzucając na bok reklamy, i wtedy jego uwagę zwróciła niepozorna szara koperta
zaadresowana drukowanymi literami: Pan Prezes. Do rąk własnych . Przez myśl mu przemknęły sceny z amerykańskich kryminałów, w
których zawsze znalezienie takiej koperty zwiastowało dalsze tragiczne wydarzenia. Rzucił płaszcz na fotel i wszedł do salonu. Usiadł i
przez dłuższą chwilę z drżeniem serca wpatrywał się w szary papier, bojąc się poznać zawartość koperty. W końcu rozerwał ją
energicznym szarpnięciem. Wyjął ze środka zdjęcie. Nie wierzył własnym oczom, kiedy rozpoznał na nim swoją córkę zabawiającą się z
chudą małolatą. Obie były prawie nagie, a niedwuznaczna poza, w jakiej się znajdowały, nie wymagała uruchomienia wyobrazni.
Odwrócił fotkę zrobioną prawdopodobnie polaroidem i przeczytał napis umieszczony na jej odwrocie. Wkrótce się skontaktujemy.
Trzymaj się z daleka od policji! .
Siedział i zastanawiał się, co zrobić. Podszedł powoli do telefonu i wybrał numer. Kiedy usłyszał męski głos, powiedział spokojnie:
Dzień dobry, tu Rafał Koliński z Discreet Banku. Chciałbym pana zawiadomić, iż jutro o ósmej możemy podpisać kredyt dla pana
firmy. Warunki tak dobre jak w naszym oddziale w Paryżu. Wiem, że to dla pana bardzo pilna sprawa, dlatego zająłem się nią osobiście.
Mężczyzna po drugiej stronie słuchawki chwilę milczał, a potem odrzekł:
Dziękuję, będę na pewno. Do widzenia.
Pomyślał, że prezes po raz pierwszy uruchomił czerwony alarm: ósma rano, francuska kawiarnia na Saskiej Kępie, sprawa bardzo pilna
i osobista. Zafrasował się mocno, rozejrzał po wynajętym biurze firmy, która była przykrywką dla jego prawdziwej działalności, i doszedł
do wniosku, że nie ma żadnych danych, by przygotować jakiś plan. Podniósł się zatem, zgasił światło i zamknął za sobą drzwi ozdobione
małą tabliczką z niewiele mówiącą nazwą Staszyk i Synowie .
Delikatnie dotknęła klamki. Drzwi nie były zamknięte. Pchnęła je lekko i zajrzała przez szparę. Zaniepokoiła ją cisza i mrok zalegający
wszystkie kąty mieszkania. Niepewnie weszła, zapaliła światło i zobaczyła Jana tam, gdzie go wczoraj zostawiła. Nawet nie podniósł
głowy, choć stukot jej obcasów wdarł się nieprzyjemnie we wszechobejmującą ciszę. Powoli podeszła, leciutko pogładziła go po głowie i
przytuliła. Całowała czoło, powieki, policzki, lecz kiedy musnęła wargami jego usta, odsunął ją stanowczo i zapytał obcym, pozbawionym
emocji głosem:
Wróciłaś?
Marta usiadła obok niego na krześle.
Nie, Janie. Ja nigdy tak naprawdę nie odeszłam. Spotkałam się z Markiem tylko po to, by mu powiedzieć, że ojciec mojego syna jest
tu. I że jest człowiekiem, którego od dawna kocham, choć tak długo nie chciałam w to uwierzyć. Pielęgnowałam w sobie żal, rozpacz,
nienawiść i nie widziałam, jak one niczym trujące ziele usiłują zabić to, co od dawna we mnie kiełkowało. Obserwowałam, jak wstawałeś
w nocy do Michałka, jak go tuliłeś, gdy myślałeś, że nie widzę. Pamiętam pierwszą szkolną akademię, gdy powtarzałeś, poruszając
bezdzwięcznie ustami: Rada małpa, że się śmieli, kiedy mogła udać człeka& . I zaciskałeś nerwowo kciuki, bo nasz syn był tak
stremowany, że ledwo mógł sobie przypomnieć początek bajki Fredry, którą miał recytować. Pamiętam, jak podczas szkolnego meczu,
gdy Michał strzelił zwycięską bramkę, rzuciłeś się na szyję siedzącemu obok obcemu mężczyznie, krzycząc z dumą: To mój syn, mój
syn! .
Marta zamilkła na chwilę. Obrazy, sytuacje, wspomnienia z ostatnich kilkunastu lat przewijały się przed jej oczyma jak w kalejdoskopie.
Janku, nigdy nie złamałeś przyrzeczenia złożonego tyle lat temu. Nigdy nie okazałeś, że boli cię moja obojętność, brakuje bliskości i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-
Archiwum
- Strona Główna
- więta. Naklejam i koloruję Aleksander Małecki
- Aleksander SoĹĹźenicyn Lenin w Zurychu
- Aleksander Krawczuk Kleopatra
- Brockway Connie MiśÂośÂc w Cieniu Piram
- Lowell Elizabeth Sen zaklćÂty w krysztale
- 0317. Mortimer Carole Ten jeden jedyny
- James Follett Sabre
- WyÂświetlacz MMI z systemem dÂźwięku BOSE (8RY)
- Trzy ciosy sztyletem Anna KśÂodziśÂska
- (30) Niemirski Arkadiusz Pan Samochodzik i... Arsen Lupin tom 1
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wpserwis.htw.pl