[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zajęcia się czymś, zrobienia czegoś dla dzieci z fermy indyków, dla Matma, dla
dziadka.
Desdemona spojrzała na pozłacany zegar stojący na biurku. Było kwadrans po
ósmej. Wsadziła kartkę do kieszeni i podeszła do szafy, gdzie trzymała ostatnio
swój łup. Wyciągnęła go teraz i umieściła w małym pojemniku o twardych
ściankach, używanym przez dziadka do transportu papirusów.
Pospiesznie narzuciła na głowę ciemny szat i wymknęła się na korytarz,
rozglądając się, czy nie widać gdzieś Magi. Gospodyni nigdy by jej nie pozwoliła
iść na bazar bez męskiej opieki. a po wyjściu Duraida w domu był tylko jeden
mężczyzna. Po raz ostatni Dizzy spojrzała smutno na drzwi do biblioteki i
ruszyłą przez pusty hol.
Wczesnym rankiem ta część miasta była cicha i opustoszała. Na rogu ulicy stał
jakiś kryty powóz. Konie drzemały w zaprzęgu. Prawie już doszła do skrzyżowania,
kiedy usłyszała za sobą stukot obcasów. Obejrzała się.
Marta Douglass z miną pełną determinacji spieszyła w stronę domu Roberta
Carlislea.
 Pani Douglass?  zawołała Dizzy, zaskoczona widokiem gościa o tak wczesnej
porze. Zawróciła w kierunku domu.
Nagle czyjeś grube ramię obezwładniło ją i uniosło w górę. Desdemona
rozpaczliwie szarpnęła się raz i drugi. Otworzyła usta, by krzyknąć, ale
natychmiast przesłoniła je czyjaś wielka dłoń. Marta Douglass skamieniała z
przerażenia, patrzyła, jak nieznajomy mężczyzna wciąga Desdemonę do czekającego
powozu.
*
Zaczęła się wycofywać, rozglądając się za kimś, kto mógłby przyjść z pomocą. W
pobliżu jednak nie było żywego ducha, oprócz jakiegoś obdartego arabskiego
wyrostka. który szybko ukrył się w cieniu, kiedy się zorientował, że został
dostrzeżony.
Z powozu dobiegał głos Maurice a wykrzykującego rozkazy woznicy.
 El Aguza?  Woznica wymienił nazwę dzielnicy na południu miasta.
ko!
 La!  wrzasnął po arabsku Maurice.  Nie! Al-Bawiti. Yalla! Szyb-
Marta znała tylko kilka arabskich zwrotów, ale było to dość, by zrozumieć, że
porywacz chce jechać prastarym szlakiem przez pustynię. Pospiesznie podeszła do
drzWi domu Carlisle ów. Już Harry będzie wiedział, co zrobić. Uratuje...
Zatrzymała się z uniesioną ręką. Serce łomotało jej W piersi. Strach walczył z
chęcią wykorzystania sytuacji. Jeśli Harry uratuje Desdemonę, dziewczyna w końcu
zrozumie, co do niej czuje. I Harry nigdy więcej nawet nie spojrzy na Martę.
Ostatni wieczór... Ostatni wieczór był cudowny. Cal i ona... Ale nie będzie
żadnego  Cala i Marty . Zacisnęła zęby, zła na własną głupotę. Nie zamierza
zamienić jednej obcej kultury na inną, Egiptu na Teksas, nawet gdyby Cal ją
poprosił. Czego zresztą nie zrobił. Nie chce znowu ryzykować. Nie zakocha się W
nim. Nie może. Pragnie Harry ego.
Ale Harry szalał za Desdemoną, a Desdemona była pod urokiem angielski ego
wicehrabiego, aroganckiego lorda Rayenscrofta. Marta opuściła rękę i spojrzała w
dół ulicy. Tam, gdzie powóz zniknął za rogiem, wciąż jeszcze unosił się obłok
kurzu.
Zrodzona pod wpływem paniki myśl wydała jej się bardzo kusząca. Niech lord
Rayenscroft zabawi się w błędnego rycerza i uratuje swoją damę.
Strona 97
a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2
2
.
.
B
B
A
A
Click here to buy
Click here to buy
w
w
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
A
A
Y
Y
B
B
Y
Y
B
B
r r
Brockway Connie - Miłośc w Cieniu Piramid
Odwróciła się.
Z szybkością o jaką nikt nigdy by jej nie podejrzewał, pobiegła w dół ulicy.
Rabi Hakim wynurzył się z cienia i ruszył truchtem w przeciwną stronę.
27
Chcę, żeby wszystkie moje kufry wysłano przed końcem tygodnia.
W recepcji hotelu Shephearda Marta kończyła właśnie pisać wiadomość dla lorda
Rayenscrofta, kiedy usłyszała za sobą donośny głos o silnym obcym akcencie.
Gunter Konrad przeszedł tuż obok niej szybkim krokiem. Czterej bagażowi podążali
za nim niczym ryby pilot za rekinem. Przystanął i wskazał wielki stos walizek u
podnóża schodów.
Najwidoczniej Austriak opuszcza Kair, pomyślała Marta. Bardzo dziwne. Sezon
wykopalisk dopiero się zaczynał.
Wręczyła chłopcu hotelowemu swój liścik wraz z instrukcjami, po czym rozsiadła
się w fotelu. Gunter zauważył ją. Zaczerwienił się i zaczął kręcić się nerwowo
niczym niegrzeczny dzieciak przyłapany na buszowaniu w słoju z cukierkami.
 Panie Konrad!  zawołała do niego, rada, że może z kimś porozmawiać. Nie
opuszczała jej myśl o Desdemonie. Dziewczyna znalazła się w łapach Maurice a,
groziło jej... Nie, Marta nawet nie chciała dopuścić do siebie takiej myśli.
Desdemona była obywatelką angielską. Maurice nie ośmieli się jej skrzywdzić. 
Panie Konrad!
Na dzwięk jej głosu Austriak westchnął, ale odwrócił się.
 Madame?
 Już pan wyjeżdża?  spytała.  Nie dostał pan koncesji?
 Owszem, dostałem. Naturalnie, że dostałem. Przecież jestem Gunterem Konradem.
 Rozumiem. Mam nadzieję, że powodem pana wyjazdu nie sąkłopoty w domu? 
Zachowywała się szokująco bezpośrednio, ale w tej chwili było jej to obojętne.
Gdyby tylko Rayenscroft już się pojawił...
 Zapewniam panią, że nie.
 W takim razie...?  Zawiesiła głos.
Jego czerstwa twarz zrobiła się jeszcze bardziej czerwona.
 Jest pani okropnie wścibska, pani Douglass. Ale dobrze, powiem pani. W Kairze
jest pewien człowiek, który świadczy usługi wszelkiego rodzaju. Wynająłem go, by
coś dla mnie zrobił. A on... a on posunął się za daleko, wykonując moje
zlecenie.
 Tak?  spytała Marta, skonsternowana.
 Stał się natrętny, a co więcej wcale nie mam pewności, czy nie jest
niebezpieczny. Przyszedł do mnie, Guntera Konrada, i groził mi, twierdząc, że [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •