[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ciągam piłe, za dwoch ciągam i pcham, bo ileż chłopiec pomoże. Tyle że naciska. Nie wiem, czy
ona patrzyła z okna, czy nie, mnie zdawało sie, że patrzy. Przepiłowali my śnit z jednej strony,
przepiłowali z drugiej, od ściany, drzewo ruszać sie zaczęło.
Na bok! ostrzegam. Zaruszało sie, a nie leci. Jeszcze parę razy przeciągamy piło,
odskakujem: rusza sie, a nie leci. Jakby żyć prosiło, Właże między drzewo a chate, kolanami
naciskam pień, plecami wpieram sie w ścianę: kiwnęło sie, chyli pomału. Naciskam, patrze w
góre, ruszyła zielona czapa, widze, jak jedzie, jedzie, i w głowie mnie sie kołujo liści, chmury i
myśl jedna: na co mnie kiedyś babka ręke przypalali, babka, na co, ręke, babka, kiedyś,
przypalali, na co, czuje, że zaraz płaczem, bekiem rykne: gołe niebo sie odsłania, ktoś krzyknoł:
Uważaj! podobno w gałęzi patrzawszy, chylił sie ja za drzewem jak przywiązany, a kiedy
huknęło, odziomek buchnoł mnie w bok, w kość, i pociemniało.
O, leżało mi sie jak królowi! Nigdy w życiu nie wylegiwał sie ja tyle: leże sobie, a oni
chodzo wkoło, jak przy jajku, na dybkach, półciszkiem, o zdrowie pytajo, skwarki podtykajo,
sieduch podstawiajo jak sralowi. Handzia Kazikiem nazywa, kaziuje, kazikuje, choć tytko
Kaziukiem był ja u niej bez lat dziesięć.
Królowanie królowaniem, a co ja sie nacierpiał, tylko mnie i Panu Bogu wiadomo. %7łebro
mnie wyszło i coś pękło w kulszy, chiba kość sie nadłupała, bolało od najmniejszego ruszenia
sie, od dychania nawet. Uczycielka naparła do szpitala mnie wiezć, do miasta, abo choć doktora
przywiezć z Suraża, ja na to, że doktora może przywiezć, ale sobie. Ona: Po co mi doktor? A
pogadać sobie wieczorem, o książkach, o miastowym życiu. Ucichła, patrzy sie pod nogi, wie, że
ja wiem! Tak po prawdzie, to zdychać sie chciało, a z tej przyczyny, że żyć sie nie chciało.
Drzewo leżało przez ogród aż na droge, droge zagradzało, póki Ziutek z Handzio czuba nie
upiłowali. Upiłowali, odciągnęli, droge dali. A jeść ,to sie przeważnie rybe jadło, dzieci pełnymi
koszami nosili z rzeki płoć, jazia, szczupaka, okońki, rzeka przemieniała sie w sadzawki. Nie
mog ja tego nijak sobie przedstawić: tego, że rzeki nima, prawie nima! Tato przyłazili znadwora
zgłupiałe: Po Marcinowej Jamie, mówio, dzieci brodzo i majtków nie zamoczo!
Po Marcinowej Jamie? Toż j o mało kto zgruntował!
Tak, półpłaczo tato, po Marcinowej Jamie, po Stawisku, po Gaju, ryby leżo w błocie jak
w oleju, zdycha j o w słońcu. O Kirelejson, była rzeka, nima rzeki! Słucham i nie wierze: że
zalewy wyschli wierze, że mała rzeczka, że Mazurowe koryto, że chlapa za wierzbo też jakoś
uwierzę, ale że duża rzeka zginęła? Jak to, Narwi ni ma? Jakże może Narwi nie być! Naszej
nima, mówio tatko, wybałuszywszy dziw że im oczy na podłogę sie nie sypio, naszej nima.
Mówio, że ostała sie tylko ta, co płynie koło Strabh, przez Zawyki. A wszystkie poboczne gałęzi
pousychali. Z Hołowczań-skich moczarów zrobiło sie błoto, Ciekuńska topiel przemieniła sie w
rzeczke, Kowalskie grzęzawy też zeschli, sie w rzeczke, z całego Rozgnoju ostało sie trochu
bagna mięż Uhowem i Bokinami.
Handzia rybe smaży i na oleju, i gotuje krupniki, i suszyć próbuje. Rybo śmierdzi i w
chacie, i za chato i chata.
A do Strabli możno wozem jechać jak po klepisku! mówio tato.
Ale czy prawda, że i Topielko suche?
Gada j o, że suche, błoto obsiadło i sucho.
I co oni w tych Bokinach zrobili?
Tam progi byli. A oni podobno wzięli rozkopali te progi mięż gorami. Nu i progow nima i
bagno spłynęło.
Choroba, jak oni w wodzie kopali, dziwi mnie: A co z naszymi łąkami?
Te wyższe podsychajo. Ale już w szlamach trawa pokazuje sie, jeszcze rzadka, ale rośnie
nawet ładnie.
I czyje bedo te nowe łąki?
Nie wiadomo, ziemlomiery obmierzajo.
To nie wyjechali?
Ha, jeszcze dwoch przyjechało!
Młode, stare? .
Same młode.
A żeb ich małanka popaliła! To wy naprawde mówicie, że już rzeki nima? Nijak nie moge
przedstawić sobie widoku na kurhan, że sie wody nie odbijajo! Chce do okna wstać, ale dzie tam,
plecami ruszyć nie moge. Póki moje oczy nie widzieli, wierze i nie wierze. Matkoboska, to my
już nigdy, tatu, nie poj-dziem po rybe z bredniami? Z kłomlami?
Nie! Chiba wezmę połamie! Abo spale!
Nie łamcie, może jeszcze co odwróci sie? A pola, jak na polach?
Pod kurhanem rośnie po staremu, ale od łąkow jęczmieni marnieje. Tak samo koniu-
szyny, konopi. Pódsychajo.
A żeb ich, tych dobrodziejów, spaliło! %7łe to nima na nich kary!
Nie bojś, mówio tato, Pambóg im szykuje gościne, już tam w piecach dla nich pało. I
bioro tatko różaniec, ale popaciorkujo trochu, znowuś wzdychajo: Mnie co tam, wzdychajo, ile
mnie zostało, ale co z wami? Co z dzieciarni? okirelejson, co z nimi? Boże zmiłuj sie!
Boże, Boże, a co było ze świętymi? dycham:
Pouciekali! Chiba prawdę gadał Pioter, że Pambóg coraz starejszy.
Ludziom rozumy miesza j o sie. Co ciebie naszło, że ty klona ścioł?
At!
Jakże święte .drzewo ścinać?
A jakie ono święte.
A nie pokarało?
Okaleczyło, bo zapatrzył sie.
A czemu zapatrzył sie? W zwyczajne drzewo nie zapatrzyłby sie. Wiesz jak teraz chata
wygląda z nadwora? Jak bez duszy! Handzia w polu siedziała, len pięła, warzywo, oborywała z
Ziutkiem kartofli. Uczycielka czasem siadała z nami: przypodchlebiała sie, ale ni tatko, ni ja za
bardzo z nio nie rozmawiali.
Może dać panu książkę? dopytuje sie: Poczyta pan sobie.
Nie umiem!
To może ja poczytam na głos?
Nie chcę.
Ale troche, na próbę?
Kiedy ja naprawdę nie chce paninych książkowi Przez te panine książki Taplary czort
wzioł!
Nie wziął, nie wziął, pociesza słodziutko, teraz dopiero żyć zaczniecie! Tyle nowych łąk,
nowej ziemi! Do świata blisko, łatwo!
A cóż tam dobrego w tym świecie? krzywic sie tato: Judasz na Judaszu.
A jacy znowu judasze! zli sie ona. Porządni pracowici ludzie! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •