[ Pobierz całość w formacie PDF ]

że ledwo trzymałem się na nogach. Nic z niej nie pamiętam. 
Nieprzemyślana i pospieszna wypowiedz okazała się błędem.
 Nie pamiętasz?  Kay czuła się wyraznie dotknięta. Zmrużyła
oczy.  Podejrzewałam, że zapomniałeś. I pomyśleć, że ja zawsze
byłam ci wierna. A ty miałeś od tamtej pory tyle dziewcząt, że
pewnie imiona połowy z nich wyleciały ci z głowy.
 Teraz sobie przypominam...  Rozpaczliwe wysiłki
Johnny'ego, żeby ratować sytuację, nie zdały się na nic.
Kay wyprostowała się, twarz wykrzywiła jej nienawiść i posłała
Rachel jadowite spojrzenie. Po chwili znowu skupiła uwagę na
Johnnym.
 Zawsze byłeś flirciarzem, prawda? Mam nadzieję, że jesteś z
siebie dumny. Czy widzisz, do czego mnie doprowadziłeś? Ann
Smythe, Marybeth Edwards, Glenda Watkins  wszystkie zginęły
przez ciebie. I wiele innych w ciągu wieków, od kiedy byliśmy
razem. Czy myślisz, że chciałam je zabijać? I czy sądzisz, że sprawi
mi przyjemność zamordowanie Rachel?
Odgłosy burzy za oknem zakłóciło narastające wycie
policyjnych syren. Kay umilkła, nasłuchując. Sparaliżowana ze
strachu Rachel przysłuchiwała się im również. Oboje z Johnnym nie
456
odrywali wzroku od obłąkanej kobiety.
 Przyjechała policja. Zabiorą mnie do więzienia. I ona będzie
ciebie miała  bełkotała Kay coraz bardziej piskliwym głosem. 
Muszę ją zabić. Nie, zabiję nas. Siebie i ciebie. Będziemy razem w
wieczności i ona cię nie dostanie. Przynajmniej nie w tym życiu!
Rachel zjeżyły się włosy, gdy usłyszała chichot szalonej
kobiety. Ręka z bronią podniosła się w górę, mierząc prosto w
głowę Johnny'ego. Odruchowo cofnął się o krok i podniósł dłoń,
jakby zasłaniając się przed niechybną kulą...
 Umieraj, kochany  powiedziała Kay i zachichotała.
 Nie!  wrzasnęła Rachel, zrywając się na równe nogi. Za
oknem zagrzmiało. Deszcz zacinał w szyby. Ryk syren stawał się
coraz głośniejszy...
Przez ułamek sekundy, nie dłużej, Kay utkwiła wzrok w Rachel.
Johnny wykorzystał moment zwłoki i rzucił się w stronę kobiety.
Dał szczupaka w dół jak za dawnych czasów, gdy był u szczytu
swojej piłkarskiej kariery.
Kay zapiszczała, odskakując do tyłu. Rozległ się huk wystrzału.
Johnny krzyknął i runął na ziemię, o centymetry chybiając celu.
Chwycił się za szyję i kilkakrotnie przetoczył się po podłodze w
stronę Rachel. Zamarła na widok krwi, która sączyła się pomiędzy
jego palcami.
 Nie bój się, Thomas. Zmierć nie jest bolesna  szepnęła Kay,
mierząc z pistoletu do leżącej twarzą do ziemi postaci, najwyrazniej
z zamiarem dokończenia roboty.
 Nie!  krzyknęła ponownie Rachel, rzucając się na
napastniczkę z podniesionym wysoko tasakiem.
457
 Ty dziwko!  Wzrok Kay spoczął na Rachel i pistolet wypalił
po raz drugi.
Wstrząs przypominał Rachel uderzenie końskiego kopyta w
ramię. Przewróciła się na plecy, a tasak wypadł jej z ręki i ze
stukotem wylądował półtora metra dalej.
Obłąkana kobieta ponownie skupiła uwagę na Johnnym, który
leżał nieruchomo na ziemi. Z postrzępionej rany na szyi płynęła
krew. Kay wycelowała pistolet w jego głowę.
Niespodziewanie ciemność rozdarła błyskawica i rozległ się
ogłuszający huk pioruna. Olbrzymi konar drzewa uderzył w okna
po przeciwległej stronie pokoju i wybił szyby.
Na Kay, stojącą najbliżej, posypał się grad odłamków.
Krzyknęła i odwróciła się twarzą do okien. Zrobiła krok w ich
stronę i jeszcze jeden, zapominając o leżącym na podłodze
Johnnym, jak gdyby coś ją zafascynowało w szalejącej wieczornej
burzy.
W tym momencie do pokoju wtargnął zimny, wilgotny powiew i
przesunął stojący nie opodal Rachel inwalidzki wózek Stana.
Rachel doznała nagłego olśnienia. Nie miała wątpliwości, co ma
dalej robić.
Nie zważając na obolałe ramię, chwyciła fotel na kółkach i z
całej siły pchnęła go w stronę napastniczki. Podciął jej nogi. Kay
ciężko opadła na skórzane siedzenie. Obciążony wózek nabrał
prędkości. Uderzył w częściowo wybite już szyby i gwałtownie
przechylił się do przodu. Kay krzyknęła, znikając w oknie i
rozpływając się w mroku.
458
Rachel dopadła do Johnny'ego i osunęła się obok niego na
ziemię. Wciąż klęczała i roztrzęsionymi dłońmi rozpaczliwie
tamowała spódnicą krew sączącą się z rany, gdy do pokoju wpadło
sześciu policjantów  cała ekipa sił porządkowych miasta
Tylerville.
459
 Pani syn jest tutaj, pani Watkins  powiedziała cicho.
Jeremy'emu załomotało serce, gdy postać się poruszyła.
 Jeremy?  Dobiegł go słaby i ledwie słyszalny szept. Ale
chłopiec rozpoznał głos.
 Mamo?  Zrobił kolejny krok, a potem podbiegł. Pewnie
rzuciłby się na łóżko, gdyby pielęgniarka w ostatniej chwili nie
chwyciła go mocno obiema rękami w pasie.
 Spokojnie! Nie chcesz jej przecież zadać bólu, prawda? 
Upomniała go łagodnie.
 Mamo!
To była ona. Odwróciła głowę, a zielony blask stojącego przy
łóżku monitora oświetlił jej rysy.
 Jeremy.  Uśmiechnęła się czule do syna i wysunęła spod
pościeli rękę, szukając po omacku jego dłoni.
Siostra pozwoliła się chłopcu do niej zbliżyć, ale ścisnęła go
ostrzegawczo za ramię. Chwycił rękę matki i pochylił się nad jej
wymizerowanym ciałem. Azy szczęścia, ulgi i wdzięczności
wypełniły mu oczy i zaczęły spływać po policzkach.
 Myślałem, że umarłaś  rzekł zdławionym głosem.
 Jak widzisz, żyję.  Glenda zdobyła się na kolejny słaby
uśmiech.  Trudniej zabić mnie niż tchórza. Lekarze twierdzą, że
wyzdrowieję. Nic się nie martw.
Jeremy pochylił się niżej, żeby przycisnąć policzek do jej
twarzy.
 To był prawdziwy koszmar.  Załamał mu się głos i łkając
wtulił głowę w wychudzone ramię matki.
 Mnie też śniły się koszmary  szepnęła.  Miałam
461
przerażające sny o tym, że zostałeś uwięziony w ciemnej grocie.
Zdawało mi się, że mnie wołasz. Próbowałam do ciebie dotrzeć.
 Miejsce, w którym zostałem zamknięty, rzeczywiście [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •