[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Aż do tamtego dnia...
Często mu się to śniło. Mając piętnaście lat, przyjechał do domu na wakacje.
Jego rodzice zawsze bali się o niego, gdy Kass był w domu. Rafael nie lubił zaro-
zumiałego kuzyna i nie szukał jego towarzystwa.
Ostatniego dnia wakacji Rafael i jego ojciec wcześnie wstali, chcąc pojezdzić
konno, oglądając wschód słońca nad Alpami. To był ich ulubiony rytuał przed po-
wrotem Rafaela do internatu. Wyruszyli, gdy na dworze było jeszcze ciemno. Je-
chali powoli i rozmawiali półgłosem, by nie zakłócić ciszy.
Nagle nad ich głowami rozległ się strzał. Rafael odkrył pózniej ślad po kuli na
szyi konia należącego do ojca. Nic dziwnego, że przerażone zwierzę stanęło dęba,
zrzucając na ziemię jezdzca. Ojciec Rafaela uderzył plecami o pień dębu. Dolna ga-
łąz zraniła mu twarz, a pień zmiażdżył kręgosłup.
Kiedy Rafael podnosił ojca, z krzaków wybiegł Kass i jego kompani. Wyglą-
dało na to, że balowali przez całą noc i zamiast iść spać, postanowili zapolować.
Wszyscy mieli broń, ale tylko Kass strzelał. Jego przyjaciele przerazili się, ale Kass
wcale się nie przejął.
- Dostałeś to, co ci się należało za to, że jezdzisz po moich lasach - zadrwił,
patrząc na rannego stryja. - Prostacy nie potrafią utrzymać się w siodle.
Potem zawrócił konia i odjechał, podczas gdy jego koledzy mieli więcej su-
mienia, by zatroszczyć się o ciężko rannego człowieka. Rafael nie wsiadł więcej na
konia, chcąc zerwać z rozrywkami typowymi dla rodziny królewskiej. Doszedł do
S
R
wniosku, że bardziej interesuje go normalne życie, choćby nawet było i prostackie.
- Nienawidzisz ich tak samo jak ja.
Na dzwięk cichego głosu odwrócił się.
- Kelly?
- Matty powiedział, że zostawił tu sweter. - Zawahała się, po czym podniosła
ze skrzyni dziecięcy sweterek.
- Służący by go przynieśli.
- Nie korzystam z usług służących. - Przycisnęła sweter do piersi jak tarczę.
Potem ruszyła w kierunku drzwi, ale nagle odwróciła się. - Twoja matka powie-
działa mi, dlaczego nienawidzisz koni - szepnęła.
- To nieprawda. Po prostu nie jeżdżę konno. A ty?
- Ja też nie.
- Crater mówił, że jest inaczej.
- Nie jest, tylko było. Czas przeszły.
- Wiesz, dlaczego nie chcę jezdzić. - Stojąca za nim klacz zanurzyła chrapy w
jego włosy, starając się zwrócić na siebie uwagę. - Mam uraz.
- Kiedyś uwielbiałam konie - szepnęła. - Przez to wpadłam w kłopoty.
- Nie rozumiem.
- Nie chcę...
- Wytłumacz mi. Proszę, Kelly.
Zastanawiała się przez chwilę, a potem wzruszyła ramionami.
- Tego ranka, kiedy spotkałam go po raz pierwszy, Kass wyszedł z zamku
ubrany tak jak ty, gdy wróciłeś do miasteczka poszukiwaczy złota w Australii. Wy-
glądał pięknie. Miał na piersi medale i u boku miecz. Najpierw był zły, ale potem
jego nastrój się zmienił. Usiadł obok mnie i zaczął wypytywać o pracę. Nie mo-
głam uwierzyć, że tak się mną zainteresował. Wieczorem zaprosił mnie na kolację.
Czułam się wprost cudownie. Oczywiście chciał się ze mną przespać, ale miałam
dość zdrowego rozsądku, żeby się nie zgodzić. Potem zaprosił mnie na konną prze-
S
R
jażdżkę o świcie.
- Ach, tak. Rozumiem.
- Nie jestem pewna - odparła z zadumą. - Byłam bardzo młoda. Moi rodzice
byli prawdziwymi naukowcami, wręcz odludkami. Ojciec odziedziczył majątek za-
pewniający nam utrzymanie, więc mogli poświęcić się nauce. W domu było mnó-
stwo książek. Mieliśmy dwadzieścia pięć hektarów ziemi i żadnych sąsiadów w
pobliżu. Ja urodziłam się dzięki przypadkowi. Matka była tak zajęta studiami, że
nie zauważyła, że jest w ciąży. Potem było już za pózno na inne rozwiązanie. Ro-
dzice ledwie mnie tolerowali. Byli zadowoleni tylko wtedy, kiedy się uczyłam, a ja
uwielbiałam konie.
- Jak to?
- Na każdej farmie są zwierzęta - odparła obojętnym tonem, jakby ta ponura
historia wcale jej nie dotyczyła. - Choćby po to, żeby skubać trawę. Rodzice nie
chcieli się niczym zajmować, więc wydzierżawili ziemię hodowcy. Konie były
wszędzie. Uwielbiałam je. Ten farmer nazywał się Matt Fledgling i nie przypad-
kiem mój synek ma na imię Matt. Zawsze będę wspominać z wdzięcznością tego
człowieka. Kiedy miałam osiem lat i całymi godzinami rozmawiałam z końmi,
Matt zlitował się i nauczył mnie jezdzić. Potem jezdziłam na nich, żeby miały wię-
cej ruchu. Matt twierdził, że robię mu przysługę. Miał wspaniałe rasowe konie wy-
ścigowe. Kiedy Kass zaprosił mnie na przejażdżkę, wsiadłam na tak piękną klacz,
jakiej nie widziałam nigdy w życiu. Pojechaliśmy wysoko w Alpy. Popisywałam
się swoimi umiejętnościami. Byłam tak szczęśliwa, że spodobałam się księciu. Nie
masz pojęcia, jaki to był dla mnie afrodyzjak. A potem wszystko się rozpadło -
szepnęła. - Zobacz, dokąd zaprowadziła mnie duma i chęć do popisów. Rodzice
powiedzieli, że jedynymi przyjaciółmi człowieka są książki. To może czasem nud-
ne, ale za to niezawodne.
- Pewnie, że to nudne.
Kelly zgromiła go wzrokiem.
S
R
- To mój wybór.
- Możesz wybrać coś innego.
- Na przykład co?
- Być matką dla swojego syna.
- Jestem matką.
- Nie. Kiedy tylko dochodzi do szczerej rozmowy, uciekasz na poddasze. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •