[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Czasem bywa niebezpiecznie - mówił dalej nieznajomy.
- W zeszłym roku jeden z naszych przyjaciół został ranny w
czasie studenckich rozruchów i moja żona jeszcze tego nie
zapomniała.
- Nie zauważyliśmy żadnych zamieszek w mieście -
odparł profesor - a szliśmy przecież głównymi ulicami.
- A widzisz! Słyszałaś, co ten pan powiedział? -
mężczyzna zwrócił się do żony.
- A przeciwko czemu protestują tym razem? - zapytał
profesor. - Wiadomo, że zawsze znajdą jakiś powód. To u nich
normalne.
- Słyszałem - odrzekł mężczyzna - że wybuchło jakieś
niezadowolenie z powodu wyznaczenia nowego zastępcy
rektora. Ma nim być Herr Dulbrecht.
- A co można mu zarzucić - spytał profesor - ze
studenckiego punktu widzenia?
- Pochodzi z Oberni - odparł tamten. - Studenci mówią, że
chcą być nauczani wyłącznie przez Bawarczyków. Wydaje mi
się, że obecnie na uniwersytecie doszedł do głosu silny ruch
antycudzoziemski.
- Zawsze musi się znalezć jakiś powód protestów i
głośnej błazenady - stwierdził, uśmiechając się, profesor. - Nie
wydaje mi się, by to wszystko było naprawdę na serio.
Pocieszony słowami profesora, mężczyzna przy sąsiednim
stoliku odwrócił się do swej żony, starając się ją uspokoić.
Tylda odniosła wrażenie, że musieli chyba przyjechać ze wsi.
Mąż w każdym razie nie chciał psuć sobie wieczoru i stracić
pieniędzy wydanych na bilety tylko z powodu niepokojących
pogłosek.
Cały czas do piwiarni napływało coraz więcej ludzi, a w
momencie, kiedy przyniesiono zamówione przez profesora
potrawy, z boku sceny zaczęła grać orkiestra.
Przez chwilę uwagę Tyldy zajmowała kiełbasa, golonka i
szaszłyk z ryby, które ustawiono przed nimi na stole.
Była także zachwycona wielkim, niebiesko połyskującym
dzbanem, w którym znajdowało się ich piwo, i wysokimi
wysmukłymi szklankami, z których mieli je pić. Spróbowała
piwa i stwierdziła, że jest raczej kwaśne. Wtedy spostrzegła,
że wykonawcy wchodzą już na scenę.
Było ich sześciu, sami mężczyzni, wszyscy ubrani w
bawarskie stroje. Ich krótkie skórzane spodnie były wytarte w
wyniku codziennego silnego uderzania w nie dłońmi podczas
tańca.
Zaczęli tańczyć, a huk ciężkich butów, odgłosy uderzeń
dłońmi o biodra i klaskanie rozległy się na całej sali.
- To wygląda dokładnie tak, jak myślałam - szepnęła w
zachwycie Tylda do profesora.
Musiała powtórzyć to trzy razy, nim profesor ją usłyszał.
Wtedy uśmiechnął się i kiwnął głową, klaszcząc z radości jak
mały chłopiec, który spotkał się z kolegami w swojej dawnej
szkole.
Tancerzy nagrodzono burzliwymi brawami. Po nich
wystąpiła ładna dziewczyna, która zaśpiewała sentymentalną
balladę o kochanku, który' zaginął w górach.
Widzowie z całą pewnością nie byli jednak w nastroju do
sentymentów i przekrzykiwali się nawzajem podczas występu.
Kłęby dymu z fajek i cygar unosiły się chmurą ponad stołami
w stronę sklepionego sufitu piwiarni.
Pojawienie się kolejnych wykonawców wprawiło Tyldę w
zachwyt:
- Krowie dzwonki!
Na dzwonkach ustawionych na ławie grało czterech
mężczyzn. Dawało to niespotykany efekt muzyczny, a
wykonanie także było świetne.
- Och, jestem taka szczęśliwa, że mogłam to usłyszeć! -
wykrzyknęła Tylda po zakończeniu występu.
- Chyba zjem twoją porcję, bo inaczej ostygnie -
zażartował profesor.
Po obfitym obiedzie w hotelu Tylda nie była wcale
głodna, ale spróbowała białej kiełbasy i zjadła kilka rybich
szaszłyków, by sprawić profesorowi przyjemność; wiedziała
bowiem, że chciał", aby skosztowała potraw, które jemu tak
bardzo smakowały.
- Zamówię jeszcze trochę piwa - powiedział profesor. -
Chciałabyś wypić jeszcze jedną szklankę, czy wolisz może
trochę białego wina?
- Trochę białego wina, proszę - odparła Tylda. Nie chciała
zrobić profesorowi przykrości, ale piwo niezbyt jej
smakowało. Chociaż było lekkie, miało jednak goryczkowaty
smak. Zastanawiała się, co takiego widzą w piwie mężczyzni.
Profesor podniósł rękę, by przywołać kelnera. Orkiestra
właśnie zaczynała grać pierwsze nuty nowej piosenki, gdy
nagle na zewnątrz piwiarni wybuchła głośna wrzawa.
Rozległy się jakieś krzyki, a potem wystrzał z pistoletu.
W jednej chwili wszyscy spojrzeli w stronę wejścia.
Wrzawa wezbrała na sile i nagle otworzyły się drzwi. Do
piwiarni wpadła grupa młodych ludzi, krzycząc:  Precz!
Precz! Precz!",  Precz z cudzoziemcami",  Precz z naszego
kraju!",  Precz z Monachium!"
Ci, którzy zajmowali stoliki w tyle piwiarni, zerwali się na
równe nogi. Kilku mężczyzn usiłowało zapobiec wdarciu się
studentów do środka. Lecz ludzie z głębi sali i siedzący
najbliżej sceny ruszyli do przodu.
Profesor schwycił Tyldę za ramię.
- Musimy się stąd wydostać - krzyknął. - Poszukamy
bocznego wyjścia.
Otaczający ich ludzie wpadli na ten sam pomysł. Rozległ
się łomot przewracanych krzeseł i stołów i brzęk tłuczonej
glinianej zastawy. Tłum rzucił się W stronę sceny jak fala
nagłego przypływu. Nikt nie miał możliwości wyboru
kierunku ucieczki; Tylda poczuła, jak zostaje porwana przez
ludzką falę. Profesor nadal zaciskał dłoń na jej ramieniu;
chcąc nie chcąc, musieli pchać się na łudzi przed sobą,
ponieważ z tyłu cisnęli się na nich inni. Wrzawa dochodząca z
tyłu piwiarni stawała się coraz głośniejsza. Rozległy się
kolejne wystrzały.
Zaczęto znowu wykrzykiwać:  Precz z obcymi!",
 Bawaria dla Bawarczyków!",  Monachium nasze!"
Tylda rzuciła okiem na stojących na scenie wykonawców
patrzących na szalejący w dole tłum. Po chwili i oni odwrócili
się i zaczęli uciekać.
Tłum doniósł ją wraz z profesorem do samego skraju
sceny i wtedy zauważyła, że z boku sali otwarte są podwójne
drzwi.
Kiedy uświadomiła sobie, że jest to wyjście, o którym
mówił profesor, zgasły nieoczekiwanie wszystkie światła.
Gdy tylko zapadła ciemność, rozległ się głośny krzyk,
trochę zdumienia, trochę rozbawienia. Po chwili skandowanie
napastników wzięło górę.
 Aapać ich, zanim uciekną!",  Podtopić ich w fontannie!",
 Dać im coś na pamiątkę po Monachium!"
Niektóre głosy nie brzmiały wcale groznie czy
przerażająco, a raczej jowialnie, jak gdyby owi studenci czy
też prowodyrzy dobrze się bawili; lecz inni złorzeczyli wśród
panującej ciemności. Nadal rozlegały się przenikliwe krzyki i
huk strzałów z pistoletów. Tłum starał się za wszelką cenę
wydostać na zewnątrz. Tylda poczuła, że nie dotyka już ziemi,
porwana przez tłum, niesiona wśród ścisku ciał otaczających
ją z każdej strony.
Sięgnęła w stronę profesora, jego palce nadal zaciskały się
mocno na jej ramieniu.
Cokolwiek się stanie, pomyślała, nie możemy dać się
rozdzielić. Ich ręce odnalazły się i połączyły ze sobą w
kurczowym uścisku. Poczuła, że ciągnie ją w swoją stronę,
daleko od tłumu, który ją prawie zadusił - cały czas się bała, iż
nie będzie mogła zaczerpnąć oddechu.
Jeśli teraz zemdleję, pomyślała, zostanę stratowana.
Była to przerażająca perspektywa. Trzymała się mocno
profesora, wiedząc, że puszczenie jego dłoni byłoby opłakane
w skutkach, Przejście przypominało tunel, lecz po chwili z
przodu pojawiło się światło. Zewnętrzne drzwi były szeroko
otwarte. Po panującym w piwiarni gorącym i zadymionym
powietrzu z ulgą wciągnęła w płuca zimny powiew wieczoru i
zrozumiała, że jest już na zewnątrz. Ludzie uciekali tak
szybko, jak mogli.
- Są z drugiej strony! - rozległ się męski głos. Jakaś
kobieta wrzasnęła:
- Są tuż za nami!
Biegli wszyscy, Tylda także.
Znalezli się w ciemnej, wąskiej uliczce. Być może latarnie
zostały zgaszone przez studentów. Jedyne, co mogła zrobić, to
trzymać się ze wszystkich sił dłoni profesora. Dziesiątki ludzi
biegło wraz z nimi, ślepo naprzód, pchani jedną myślą - uciec [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •