[ Pobierz całość w formacie PDF ]

by dolecieć, zanim się zaczną.
Pokiwała głową i zmusiła się do uśmiechu.
- %7łyczę ci bezpiecznej podróży i spokojnych negocjacji. Ruszaj.
- Posłuchaj, Emily - powiedział cicho - spędziliśmy razem naprawdę wspaniałe
chwile, ale... - Jego telefon zadzwonił. - Co tam, Jase? - Zacisnął zęby. - Tak, załatwiaj! -
Rozłączył się. - Zaczekaj sekundkę - rzucił do niej. - Muszę tylko...
Telefon znów zadzwonił.
- Witam, panie Brisbane. Tak, będę. - Słuchał przez chwilę w skupieniu. Podszedł
do stołu. - Mój asystent przysłał mi to faksem dzisiaj rano. Jeszcze nie miałem czasu
przeczytać. Tak, mam to przed sobą. Chciałbym, żeby Fontaine, Richards i Belleau byli
na pewno. Tinley niech przygotuje krótką notatkę.
R
L
T
Mówił, dyrygował, organizował graczy. Posłała mu całusa, czego nawet nie za-
uważył i wyszła. Obejrzała się jeszcze z samochodu. Jakby liczyła, że dzwięk motoru ka-
że mu wybiec, pomachać jej na pożegnanie. Nie wybiegł.
- Oto człowiek pieniędzy - powiedziała do siebie. - A tacy jak on żyją po to, żeby
robić wielkie interesy. To jest jak uzależnienie.
Przez całą drogę wmawiała sobie, że wszystko jest w porządku. Ale kiedy się zna-
lazła w swoim mieszkaniu, kiedy usłyszała trzask zamykających się za nią drzwi, poczu-
ła w duszy pustkę tak ogromną, jakiej nigdy w życiu nie zaznała.
Na marne poszły wszystkie racjonalne przemowy, których sobie nie szczędziła.
Wszystkie tłumaczenia, że ich znajomość była tylko chwilową przygodą, nie zdały się na
nic. Gdzieś na dnie jej serca, potajemnie, bez jej wiedzy zalęgła się nadzieja. Na miłość.
Azy popłynęły jej po policzkach. Padła na łóżko, zwinęła się w kłębek, wtuliła
twarz w poduszkę i zapłakała jak jeszcze nigdy w życiu.
- Jeszcze jedną brandy, panie Preston?
Odwrócił się od okna i spojrzał na Collete.
- A ile już wypiłem?
- Dwie.
- Chyba lepiej na tym poprzestanę. Bardzo nieładnie zmuszać załogę do wynosze-
nia cię z samolotu po wylądowaniu.
- To prawda. Może zje pan coś?
Na samą myśl o jedzeniu jego żołądek ścisnął się boleśnie. Pokręcił głową i od-
wrócił się do okna.
Ze stolika podniósł telefon i zapatrzył się w klawiaturę. Uświadomił sobie, że nie
zna numeru telefonu Emily. Nigdy do niej nie dzwonił. Ani razu. Zawsze była na miej-
scu, kiedy jej potrzebował. Zjawiała się bez proszenia, kiedy wiedziała, że może być mu
potrzebna. Stała się nieodzowną częścią jego codzienności. A on nigdy nie poprosił o
numer jej telefonu. Bo nigdy przez myśl mu nie przeszło, że może zdarzyć się tak, że nie
będzie jej trzymał w ramionach.
Zamknął oczy i w myślach przemierzał jej mieszkanie. Nie. Nigdzie nie było
gniazdka telefonicznego. Ani kabla.
R
L
T
Zadzwonił do babci.
- Cześć, babciu. Jak się masz?
- Dziękuję, świetnie, Cole.
Nabrał głęboko powietrza.
- Byłaś dzisiaj u Emily, żeby ćwiczyć?
- Tak. Było cudownie. Emily urządziła wszystko z takim rozmachem, z taką...
Mówiąc prosto, z klasą.
Tak, na pewno miała tej klasy znacznie więcej niż on.
- A jak ćwiczenia? - spytał. - Mam nadzieję, że się nie sforsowałaś?
- Ani trochę. Wiem, że nie dam już rady tańczyć.
Wykonał kolejny głęboki wdech.
- Emily ci pomagała?
- Pozwoliłam jej kręcić się w pobliżu, żeby rozwiać jej obawy. Ale ja nie potrze-
bowałam żadnej pomocy.
- Oczywiście. - Skrzywił się. Musiał jednak brnąć dalej. - Nie masz przypadkiem
numeru jej telefonu?
- Nie. Nigdy nie był mi potrzebny. Jeśli potrzebuję porozmawiać z Emily, po pro-
stu do niej idę.
- Ja, niestety, nie mogę tego zrobić, bo jestem jedenaście kilometrów nad Luizjaną.
Wiele wysiłku włożył w to, żeby ukryć zdenerwowanie. Ale chyba mu się to nie
udało.
- No cóż, mój drogi, znów mówiąc prosto, okazałeś się dupkiem.
- Babciu!
- Pozwolę sobie zauważyć, że gdyby rozmowa z Emily była dla ciebie naprawdę
ważna, postarałbyś się zdobyć jej numer przed wyjazdem.
Choć wściekły, brnął w desperacji dalej.
- Czy mogłabyś pójść do niej, dowiedzieć się i zadzwonić do mnie?
- Nie. Zrobiłam już swoje, stykając was ze sobą. Sam odpowiadasz za resztę. Za to,
jak wykorzystasz sposobności i możliwości. Muszę już kończyć, Cole. Zaraz zaczyna się
 Taniec z gwiazdami". Nie mogę tego przegapić.
R
L
T
Przepadło. Prysły nadzieje.
- Dobranoc, babciu - powiedział ponuro.
- Powodzenia.
Koniec połączenia. W głowie miał mętlik. Ale jedna myśl stawała się z każdą
chwilą wyrazniejsza: Babcia zastawiła na niego pułapkę. Z wyrachowaniem. Prośba o
spieniężenie pakietu jej akcji i przekazanie gotówki Emily to był podstęp. Przynęta. %7łeby
go zwabić do Augsburga i zatrzymać na tyle długo, żeby... został uwiedziony. Uwiedzio-
ny przez Emily Raines!
Nie. To nie było uczciwe. Emily także była ofiarą tej intrygi. Był tego całkowicie
pewien.
A skoro już tak szczerze rozmawiał sam ze sobą, musiał przyznać, że właściwie
żadne z nich nie mogło się czuć uwiedzionym. Od pierwszej chwili było to coś dwu- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •