[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tował mój but, ale i uparł się, że włoży mi go na nogę.
Gabi uśmiechnęła się z przymusem, w duchu zaś przyznała,
że chociaż potrafi się pogodzić z myślą, że Aleks nie jest już jej
mężem, to szlag ją trafia, kiedy widzi go z kimś innym - zwłasz-
cza ze swoją przyjaciółką.
Roześmianych!
Ruszyła za nimi. Zdumiewało ją, że Kirsten potrafi iść tak
płynnie w szpilkach, rozwścieczało, że Aleks wyraznie stara się
dostosować krok do kroku Kirsten.
Od złych myśli dostaje się zmarszczek, mawiała jej matka.
Ale jak tu nie mieć złych myśli, kiedy tych dwoje grucha ze
sobą i chichocze jak para starych przyjaciół, nie zwracając na
nią, Gabi, uwagi.
- Szybciej, grzebuło! - ponagliła ją Kirsten, zatrzymując się z
Aleksem przed przejściem dla pieszych.
Gabi znowu uśmiechnęła się z przymusem, ale tym razem
musiała przełknąć gorzką gulę zazdrości. Przyśpieszyła trochę
kroku i dogoniła ich. Aleks wziął je obie pod ręce i pociągnął za
S
R
sobą przez ulicę. Po drugiej stronie został trochę z tyłu i to on
zamykał teraz pochód.
- Wspaniały jest - szepnęła do Gabi Kirsten.
Jest mój! - chciała krzyknąć Gabi, ale prawda wyglądała nie-
co inaczej.
Znowu sądzisz po wyglądzie - powiedziała, wypominając
Kirsten jej katastrofalny w skutkach zwyczaj zakochiwania się
w przystojnych mężczyznach.
- Niezupełnie - odparła z godnością Kirsten.
- No tak! Zapomniałam! - mruknęła z przekąsem Gabi. -
Przecież zjeżdżaliście razem windą. Było mnóstwo czasu, żeby
się wzajemnie poznać.
- Ty! Nie wkurzaj mnie! - ostrzegła ją Kirsten szeptem na ty-
le głośnym, by dotarł do uszu Aleksa. - Jeśli jesteś nim nadal
zainteresowana, to powiedz. Wiesz, że nie odbijam facetów ko-
leżankom. Myślałam, że przeniosłaś się do Alany, bo nie mo-
żesz na niego patrzeć. Poza tym nigdy mi o nim nie wspomnia-
łaś, choć znamy się już tyle czasu, miałam więc prawo założyć,
że położyłaś na nim kreskę.
Bo położyłam, pomyślała Gabi. Skąd miałam wiedzieć, że
wróci?
Ale nie powiedziała tego Kirsten, przeprosiła tylko za swoje
zachowanie, umówiła się z nią w stołówce o pierwszej i skręciła
na urazówkę z nadzieją, że pracy zwali jej się tam dziś na głowę
tyle, że nie będzie miała czasu myśleć o komplikacjach, z jakimi
przyszło jej się ostatnio borykać.
Przynajmniej to życzenie się spełniło. Z samego rana przy-
wieziono grupę dzieci z przedszkola, w sąsiedztwie którego do
S
R
szło do wycieku gazu, zaraz potem szturm przypuścili rodzice,
którzy dowiedzieli się o awarii z radia, i wyszła z oddziału do-
piero po siódmej wieczorem. Usiadła z Natem Bellem, młodym
internistą z jej zespołu, w herbaciarni.
- Taka jestem skonana, że chyba nie dam rady dowlec się do
domu - jęknęła, strząsając buty i pochylając się, by rozmasować
sobie stopy.
- Odwiozę cię - zaoferował skwapliwie. - Mam po drodze, a
jeśli chcesz, możemy wpaść gdzieś na kolację, żebyś potem sa-
ma nie musiała jej sobie przyrządzać.
Gabi podziękowała mu uśmiechem. Wiedziała, że to pro-
pozycja płynąca z dobrego serca, a nie z wyrachowania.
- Ona się będzie stołować po restauracjach, a tam przymierają
głodem i wyglądają z utęsknieniem jej powrotu papuga, koty i
świnki gwinejskie - rozległo się za jej plecami.
Obejrzała się. Na sąsiednim krześle siadał właśnie wykoń-
czony jak ona Aleks.
Uśmiechnął się do niej i dorzucił:
- Ale dzień, co?
- A najgorsi ci rodzice - podchwycił Nat. - Niektórzy zacho-
wywali się gorzej od samych dzieci, a widok histeryzujących
mamuś i tatusiów jeszcze bardziej deprymująco wpływał na
maluchów.
Podobała mi się ta dziewczynka, która ugryzła matkę w pa-
lec. Słyszałeś o tym? - Gabi wciągnęła do rozmowy Aleksa. -
Sama już ją chciałam ugryzć.
Aleks zachichotał i przysunął się z krzesłem, ustawiając je
naprzeciwko Gabi.
S
R
- To chyba nie był pierwszy raz - dodał Nat - bo baba od razu
się uspokoiła.
- Oprzyj się wygodnie i zrelaksuj - powiedział do Gabi
Aleks, biorąc ją za nogi. Położył je sobie na kolanach i zaczął
masować stopy. - Wszystko w porządku - rzucił do Nata, który
ze ściągniętymi brwiami patrzył na tę poufałość. - Kiedy byli-
śmy z Gabi małżeństwem, należało to do moich codziennych
obowiązków. Wiem, jak ona to lubi.
Czy sprawiła to sugestywność jego tonu, czy ekstaza, w jaką
wprowadził ją, uciskając palcami podeszwy stóp, w każdym
razie spłynęła na nią fala gorąca. Powinna usiąść prosto, zabrać
kończyny i odsunąć się od tego człowieka na przyzwoitą odle-
głość, ale było jej tak dobrze... tak rozkosznie... tak błogo... że
musiałaby być masochistką, by zdecydować się na taki krok
albo kazać mu przestać.
Z drugiej strony tylko idiotka pozwoliłaby mu tę czynność
kontynuować.
Idiotka wzięła górę.
Po chwili była już tak zrelaksowana, że powieki same jej
opadały.
- Muszę iść - wymamrotała, z ociąganiem zabierając nogi z
magicznych dłoni Aleksa. - Jeśli zaraz nie wrócę do domu, to
zasnę tu na siedząco, a ptaki i zwierzaki Alany zaczną słać do
niej e-maile, żeby wracała, bo zostawiła je pod opieką nieodpo-
wiedzialnej karmicielki.
Wstała z wysiłkiem z krzesła i zerknęła na zegarek. Coś ta-
kiego! Piętnaście po ósmej - pewnie przysnęła.
- Byłeś tu przez cały czas? - spytała Aleksa, uświadamiając
sobie, że są sami.
S
R
- Musiałem cię pilnować - odparł z przekornym uśmiechem. -
Nadal sypiasz jak zabita. Ten biedny młodzieniec z twojego
zespołu mówił do ciebie przez pięć minut, zanim zdał sobie
sprawę, że nie kontaktujesz.
- Biedny młodzieniec? - powtórzyła Gabi, kiedy wychodzili z
budynku szpitala w chłodną noc. - Dlaczego tak go nazwałeś?
- %7łal mi wszystkich, którzy cierpią katusze z powodu nie-
odwzajemnionej miłości. Dobrze ich rozumiem.
- W naszym związku nie było mowy o braku wzajemności -
zauważyła Gabi - a więc nie uderzaj mi tu w ten patetyczny ton.
Powodów rozpadu naszego małżeństwa było wiele, ale nie mo-
żesz mi zarzucić, że cię nie kochałam.
- A teraz? - spytał Aleks dziwnie schrypniętym głosem, za-
trzymując się i ujmując ją za łokieć.
Odwróciła się do niego. Stali w półmroku, w połowie drogi
między latarniami, i nie widziała jego twarzy.
- Możesz powiedzieć to samo teraz? A może powiesz, że nie
dane nam się z powrotem zejść, bo już mnie nie kochasz?
- Nie pytaj mnie o to - odparła zduszonym tonem. - Nie ma
już odwrotu. Przecież się rozwiedliśmy. A wróciłeś, żeby zoba-
czyć się z matką, nie ze mną.
- Owszem, ale nie bierzesz pod uwagę, że mógł to być tylko
pretekst? - mruknął, pochylił głowę i musnął wargami jej usta.
Zaskoczoną Gabi ogarnął żar, który natychmiast ostudziła
panika. HIV!
Co wie na ten temat? Trzeba używać kondomów, nie
S
R
można się zarazić poprzez normalne kontakty towarzyskie, ani
tańcząc z kimś, ani całując...
Czyli całować się można?
Zamknęła oczy, westchnęła i wpiła się wargami w jego usta.
Hej, wiesz dobrze, do czego prowadzi całowanie się, ostrzegł ją
głos wewnętrzny, ale całowanie się z Aleksem było jak powrót
do domu po męczącej podróży, więc go nie posłuchała. O kon-
sekwencjach pomyśli jutro.
Ryk samochodowego klaksonu, świdrujące w uszach gwizdy
i pokrzykiwania  Idz za ciosem!" przypomniały jej, że całuje się
z byłym mężem przy samej jezdni.
- Muszę nakarmić zwierzątka! - mruknęła, odrywając się od
niego.
Aleks nie odpowiedział. Ruszyli dalej.
W jasno oświetlonym holu budynku spojrzała na jego twarz,
szukając tam jakiejkolwiek reakcji na ten pocałunek.
Niczego się nie dopatrzyła. Typowe! On może i czytał w niej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •