[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Tak, ale wolałabym, żeby nie nastąpiło to zbyt szybko,
- Twoja matka byłaby pewnie innego zdania.
- Z całą pewnością jest innego zdania.
- Matki potrafią być takie irytujące, bo zbyt często mają rację.
- Niestety - przyznała z westchnieniem. Eric wzruszył ramionami.
- Na każdego przyjdzie taki czas, że śmierć go pokona. Nasi praojcowie to rozumieli i prosili
tylko o jedno: by umrzeć w walce.
Nasi praojcowie. Mogła ich sobie bez trudu wyobrazić. Wystarczy zamknąć oczy. Odważni
wikingowie w długich łodziach - brutalni, wyznający jedynie rycerski kodeks. Wiosłujący
niezmordowanie, ze wzrokiem wbitym w horyzont, ku najbliższemu portowemu miastu, które
dojrzało do tego, by je złupić.
- Zmierć to coś, czemu musimy się poddać - ciągnął Erie. -Nawet jeżeli przez całe życie
próbowaliśmy temu zaprzeczyć.
Co można na to powiedzieć? Nic, dlatego milczała.
- Wrócę do mojego pytania - powiedział Eric. - Z kim czujesz się związana?
- Z rodziną: matką i siostrami. Z ojcem, choć to dziwne, bo przez tyle lat go nie widziałam. Gdy
go zobaczyłam, wydało mi się, jakbym znała go przez całe życie. - Odwróciła wzrok i pomyślała,
że Erica też to dotyczy. Jednak nie chciała mu tego wyznać. Byłoby to nierozsądne w sytuacji,
gdy są sam na sam, przy ognisku, i muszą przeczekać burzę, rozebrani, owinięci w kołdry.
- Z kim jeszcze? - pytał dalej.
Spojrzała na niego, unosząc dumnie głowę.
- Z moim bratem. - Zabrzmiało to jak wyzwanie. Eric nie podjął go jednak.
- I jeszcze z kim...?
- Z moją przyjaciółką. Mieszka w Los Angeles i nazywa się Dulcie Samples. Poznałam ją w
trakcie warsztatów literackich. Ma rude włosy, poczciwe orzechowe oczy i najlepsze serce w
całej Kalifornii.
- To twoja najlepsza przyjaciółka? -Tak.
- I znalazłaś ją... na warsztatach literackich?
- Owszem.
- Jesteś pisarką?
- Chciałabym. Zaczęłam dziesięć powieści i żadnej nie skończyłam.
- Czemu mówisz to wyzywającym tonem?
- Studiów też nie ukończyłam. Niektórzy mówią, że wciąż powielam pewien schemat.
Eric nie skomentował tego, tylko zapytał:
- A twoja przyjaciółka Dulcie?
- Napisała trzy powieści - od A do Z. Wprawdzie jeszcze żadnej nie wydała, ale wierzę, że
nadejdzie taki dzień.
- A co z tobą?
Machnęła ręką.
- Bądzmy szczerzy. Całe to siedzenie przy klawiaturze... Nie mogę po prostu tego wytrzymać...
- Kobieta czynu?
- Chyba tak. - Jakiś metr dalej Svald potrząsnęła łbem i parsknęła cicho. - Widzisz, nikt mnie
nie szanuje. Nawet mój koń.
- Ja cię szanuję. - Eric patrzył na Brit zaczepnie, ale to nie miało znaczenia. Wiedziała, co chciał
jej powiedzieć. -A mężczyzni? - dorzucił z powagą. - Oczywiście poza ojcem... i bratem. Czy jest
mężczyzna, z którym czujesz się związana?
- Nie, w tej chwili nie. - Czy to kłamstwo? Może. Bo czuła się odrobinę związana z Erikiem.
Czy on zdaje sobie z tego sprawę? Nawet jeśli tak, to nie dał po sobie nic poznać.
- A byli w twoim życiu mężczyzni, na których ci zależało? Czy ich rozmowa powinna zmierzać
w tym kierunku?
Raczej nie. Mimo to wyjawiła:
- Owszem, kilku, ale nigdy nic z tego nie wyszło.
- To dobrze - stwierdził Eric.
- Grajmy równo - rzuciła. - Co z tobą? - Nie mogła sobie odmówić tego pytania.
- Raz czy dwa coś było na rzeczy, ale nic poważnego i dawno temu. Przez ostatnie siedem lat
czekałem na ciebie.
No tak, najwyższa pora zmienić temat. Nie zrobiła tego jednak.
- Erie, posłuchaj...
- Słucham - rzucił z leniwym uśmiechem.
- Och, proszę cię, siedem lat to niemal cała dekada. Ile masz lat?
- Trzydzieści.
- To... jakieś chore.
- Nie, to prawda.
- Mówiąc, że czekałeś, nie miałeś chyba mnie na myśli?
- Dokładnie to miałem na myśli. Ciebie konkretnie.
- Masz nierówno pod sufitem czy co?
- Nie ma tu żadnego sufitu, więc pewnie to znów jakieś wyrażenie, którego nie znam.
- Owszem, ale do rzeczy. W wieku dwudziestu trzech lat doszedłeś nagle do wniosku, że masz
dość przelotnych romansów i zaczynasz czekać na Brit? Czy to chcesz mi powiedzieć?
- Aha, teraz rozumiem twoje pytanie. Rzeczywiście, czekałem konkretnie na ciebie, lecz nie
wiedziałem, kim jesteś, póki nie przyjechałaś do Vildelundu, by mnie odszukać. A że to akurat
ty, dowiedziałem się dopiero wtedy, gdy zobaczyłem, że nosisz mój medalion.
Jednym ruchem przesiadł się bliżej Brit. Objął ją za szyję i zaczął bawić się jej prawie suchymi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •