[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sunął na wysokości ośmiuset stóp. Powinni byli wypatrzyć go wcześniej, ale
nadlatywał wprost od strony słońca.
- Jest spózniony o dziesięć minut - mruknął Pitt. Stał z uniesionym
ramieniem, aby ułatwić pracę lekarzowi z siwą kozią bródką, który szybko i
sprawnie bandażował jego pokiereszowaną pierś. Przed chwilą stary medyk,
nie bacząc na to, iż Pitt nieustannie przemieszcza się po mostku, oczyścił i
wstępnie opatrzył świeże rany, a teraz nawet nie podniósł głowy, aby
spojrzeć na coraz bliższy samolot. Mocno zaciągnął ostatni węzeł, przy czym
Pitt wykrzywił twarz i zrobił kwaśną minę.
- To wszystko, co mogę dla pana zrobić, majorze, a przynajmniej zrobić
dopóty, dopóki nie przestanie pan uganiać się po pokładzie i wywrzaskiwać
rozkazy niczym kapitan Bligh.
- Przepraszam, doktorze - powiedział Pitt nie spuszczając oczu z nieba. - Nie
miałem czasu na kurtuazyjną wizytę. A teraz proszę lepiej zejść na dół. Jeśli
nie wypali moja mała taktyczna sztuczka, już za dziesięć minut będzie pan
mógł rozpocząć praktykę na lądzie.
%7łylasty, mocno opalony lekarz bez słowa zamknął swój duży wysłużony
neseser ze skóry, odwrócił się i po schodni zbiegł z mostku.
Pitt cofnął się od relingu i spojrzał na Gunna. - Jesteś podłączony? - zapytał.
- Daj tylko sygnał. - Gunn był spięty, ale pełen ochoty i gotowości. Trzymał
w dłoni czarne pudełeczko, od którego wzdłuż masztu radarowego biegł ku
niebu przewód elektryczny. - Czy sądzisz, że pilot tej starej machiny chwyci
przynętę?
- Historia powtarza się, kiedy tylko może - odparł pewnym głosem Pitt,
spoglądając groznie na zbliżający się samolot.
Nawet w tej chwili napięcia i niepokoju Gunn znalazł czas, aby zdumieć się
kompletną przemianą, jakiej od wschodu słońca uległ Pitt: ci dwaj faceci -
ten, który kilkanaście minut temu w opłakanym stanie ledwie wdrapał się na
pokład, i ten, który teraz z błyszczącymi oczyma stał na mostku, rozdymając
nozdrza niczym wietrzący bitwę ogier bojowy - byli zupełnie innymi ludzmi.
Rzecz osobliwa, ale Gunn nie mógł nic poradzić na to, że przypomniał sobie
wydarzenia sprzed kilku miesięcy: mostek zupełnie innego statku, parowego
trampa o nazwie Dana Gail. Wyraznie, jakby to wszystko działo się zaledwie
kilka godzin temu, widział wyraz twarzy Pitta na chwilę przed wyjściem w
morze starej przerdzewiałej skorupy, której misja polegała na zlokalizowaniu
i zniszczeniu tajemniczej podwodnej góry sterczącej z dna Pacyfiku na
północ od Hawajów. Nagle do terazniejszości przywołał go silny ucisk dłoni
na ramieniu.
- Padnij - powiedział przynaglająco Pitt - albo fala uderzeniowa ciśnie cię za
burtę. Bądz gotów na mój sygnał zewrzeć przewody.
Jaskrawożółty samolot okrążał teraz statek, szukając śladów ewentualnej
obrony. Zawodzenie jego silnika niosło się nad wodą i wibrującym echem
huczało w bębenkach Pitta, który obserwował albatrosa przez pożyczoną
lornetę i uśmiechał się z satysfakcją na widok okrągłych łat na kadłubie i
skrzydłach. Sporo strzałów Giordino znalazło drogę do celu. Potem, uniósłszy
lornetę niemal pionowo do góry, Pitt zogniskował ją na czarnej nitce
przewodu i doświadczył przypływu nadziei, która zaczęła się przeradzać w
pewność.
- Spokojnie... spokojnie... - powiedział cicho. - Sądzę, że skusi się na ser.
Ser, pomyślał ze zdumieniem Gunn. Nazywa ten cholerny balon serem.
Komu by przyszło do głowy, że Pittowi chodziło o balon, kiedy pytał, czy
Pierwsze Podejście ma na pokładzie sprzęt meteo. A teraz ten cholerny
balon, obciążony stufuntowym ładunkiem wybuchowym z cholernego
laboratorium sejsmicznego, buja sobie pod cholernym niebem. Gunn zerknął
zza relingu na wielką srebrzystą kulę i podwieszony do niej śmiercionośny
pakunek. Linka, która przytrzymywała balon na uwięzi, i przewód
elektryczny prowadzący do ładunku, sięgały 250 metrów w pionie i - licząc
od rufy - 120. Gunn pokręcił głową na myśl, że materiał wybuchowy,
używany zwykle do wytwarzania służących analizie dna morskiego fal
sejsmicznych, ma teraz posłużyć do rozpieprzenia samolotu na niebie.
Ryk silnika narastał i przez ulotny moment Pitt pomyślał, że samolot
zanurkuje na statek, potem jednak zdał sobie sprawę, iż kąt jego schodzenia
jest zbyt szeroki. Pilot albatrosa przymierzał się do ataku na balon.
Zwiadom, że stanowi dobry i kuszący cel, Pitt wstał, aby mieć lepszy widok.
Silnik warczał teraz piskliwie, a celowniki kaemów godziły w leniwie
rozkołysany nad roziskrzonymi falami wór z gazem: żółte skrzydła tak
mocno lśniły w słońcu, że ogniki wystrzałów były prawie niewidoczne i
rozpoczęcie ataku obwieścił tylko świst kuł i urywany kaszel krótkich serii.
Wypełniona helem powłoka z podgumowanego nylonu zadrżała pod gradem
pocisków, zaczęła wiotczeć, pomarszczyła się niczym suszona śliwka i jak
łachman spłynęła ku morzu. %7łółty Albatros przemknął nad spadającym
balonem, kierując się wprost na Pierwsze Podejście.
- Teraz! - wrzasnął Pitt i padł na pokład.
Gunn przełożył dzwigienkę.
Następna chwila wydawała się wiecznością: gigantyczna eksplozja
wstrząsnęła statkiem od stępki po maszt, ciszę poranka zniweczył taki
łoskot, jak gdyby huragan rozbił tysiąc okien naraz, na niebie zaś pojawiła
się pomarańczowo-czarna kolumna roztańczonego ognia i gęstego dymu. Pitt
i Gunn stracili dech w piersiach, gdy fala uderzeniowa z impetem nagle
atakującego taranu przycisnęła im do kręgosłupów wszystkie narządy
wewnętrzne.
Pomału, obolały i sztywny pod ciasnym kokonem bandaży, Pitt wstał i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-
Archiwum
- Strona Główna
- Clive Barker Ksiega Krwi III
- Cussler Clive Dirk Pitt 20 Arktyczna mgĹa
- Mcgraw.Hill.Resume.How.To.Prepare.Your.Curriculum.Vitae.Ebook.Cv
- A Taboo Love 1 Hey There, Delilah M.D. Saperstein
- Kochanek śÂmierci Akunin Boris
- Play by Play 4 Playing to Win
- Dzieci cienie WśÂród ukrytych, WśÂród oszustów Haddix Peterson Margaret
- James P. Hogan Hammer of Darkness
- Borges Jorge Luis Fikcje
- Glass Cathy Skrzywdzona
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- agpagp.keep.pl