[ Pobierz całość w formacie PDF ]

najrezolutniejszy ze wszystkich  ale nikt nie miał takiej gałązki. Jak pan ją zrobił?
 Bolek Jabłoński to wczoraj znalazł, ale nie gałązkę  powiedział jeden z malców.
 Co znalazł?  zainteresował się major.
 Eh, nic takiego  odpowiedział inny chłopiec  taki mały woreczek.
 Woreczek? Jak on wyglądał?  Starszy pan był coraz bardziej zainteresowany.
 Taki długi, gruby worek, jak  polski kawior".
 Kawior?  major musiał stwierdzić, że rozmowa z wojownikami krzyżackimi i
litewskimi jest co najmniej tak trudna, jak przesłuchiwanie podejrzanego, z którego
dopiero słowo po słowie trzeba wyciągać zeznania.
 No, nie wie pan?  zdziwili się chłopcy   polski kawior" to kiszka kaszana, długa i
gruba.
 A co było w tym woreczku?
 Nic nie było. Zwykły piasek. Taki jak ten  tu jeden z chłopców pokazał na
piaskownicÄ™.
 A gdzie macie ten woreczek?  dopytywał major.
Ale nikt z chłopców nie mógł tego powiedzieć. Piasek wysypali, a co się stało ze
szmatką? Może Bolek wziął do domu? Woreczek został znaleziony w krzakach w pobliżu
ścieżki ułożonej z poszczególnych, luzno położonych płyt chodnikowych. Właśnie tam,
gdzie, jak to stwierdził lekarz Pogotowia, znalazł nieprzytomnego Zygmunta
Kalinkowskiego.
 A gdzie jest ten Bolek, który znalazł woreczek?  major koniecznie starał się
dowiedzieć czegoś więcej o odkryciu chłopców.
 Jego dziś nie ma tutaj  odpowiedziała dziewczynka z grzywką.
Major rozdał resztę cukierków dzieciom i poprosił je, aby jeżeli jeszcze coś znajdą,
schowali. On jutro tu przyjdzie znowu.
Następnego dnia czwartkowy numer  Expressu Wieczornego", zamiast jak zwykle
zapowiedzi nowego numeru  Kulis", przyniósł na pierwszej stronie ogłoszenie grubym
drukiem w czarnej ramce:
KOMENDA GAÓWNA MILICJI OBYWATELSKIEJ PROSI WSZYSTKICH
ZWIADKÓW WYPADKU WE WTOREK W GODZINACH RANNYCH NA ROGU ALEI
UJAZDOWSKICH I AGRYKOLI LUB OSOBY, KTÓRE UDZIELIAY POMOCY
CHOREMU, O SKOMUNIKOWANIE SI TELEFONICZNE Z KGMO, TEL. 454 11,
WEWN. 622.
Na to wezwanie zgłosił się tylko pan Zbigniew Adamczyk, urzędnik pewnej instytucji
wydawniczej przy ulicy Miodowej. Major Krzyżewski natychmiast pojechał do jego biura,
skontaktował się z panem Adamczykiem i zaprosił go do małej kawiarni, znajdującej się
w trójkątnym domu na rogu ulicy Koziej. Tam pan Zbigniew pokrótce opowiedział całą
historię, jak to na przystanku trolejbusowym stała grupka ludzi i jak do niej podszedł
jakiś człowiek, zawiadamiając, że w pobliżu leży chory epileptyk.
 Czy ten człowiek miał przy sobie teczkę?  spytał major.
 Bo ja wiem! Nie pamiętam. Może i miał. Deszcz padał, to mu się nie przyglądałem.
Zresztą zaraz poszedł do telefonu.
 A pan miał teczkę?
 Tak. Miałem. Podłożyliśmy ją nawet choremu pod głowę, bo jedna pani, co z nami
była, mówiła, że trzeba rozpiąć kołnierzyk i podnieść głowę, aby zemdlony odzyskał
przytomność.
Dalej pan Adamczyk opowiedział, jak czekali przy chorym na pogotowie i jak jeden z
panów podjął się iść po wodę, ale już z nią nie wrócił. Jak wreszcie on  Adamczyk 
zauważył jadącą karetkę Pogotowia i jak zabrano do niej chorego.
 Czy pamięta pan, jak ci dwaj byli ubrani?  interesował się major, który ciągle robił
w swoim brulionie jakieÅ› notatki.
Pan Zbigniew pamiętał tylko, że jeden z mężczyzn miał jasny prochowiec, a drugi
czarny płaszcz z folii. Nawet nie przypominał sobie, czy byli z gołymi głowami, czy też
mieli czapki.
Major widząc, że już niczego więcej się nie dowie od świadka, zapisał sobie tylko jego
adres i podziękował mu za oddaną milicji przysługę.
 Jeszcze jedno  przypomniał sobie pan Adamczyk, gdy już wstawali od stolika 
ten pierwszy, który poszedł zadzwonić, miał jakieś dziwne ucho, płaskie, jakby kiedyś był
skaleczony lub uderzony. Czasem widzi się takie uszy na filmach u bokserów.
Obaj panowie pożegnali się, pan Adamczyk wrócił do swojego biura, major zaś
pojechał na Zwierczewskiego do prokuratora Kura.
 Jak widzisz  tłumaczył przyjacielowi  posunęliśmy się trochę naprzód.
Człowiekiem, który prawdopodobnie dokonał napadu, jest jakiś były bokser lub
zapaśnik, mężczyzna ze zdeformowanym uchem. Do zamachu użył, możemy to
przypuszczać, woreczka z piaskiem, którym zadał Kalinkowskiemu uderzenie w tył
głowy. Dlatego nie ma śladu krwi. Przy użyciu jakiegokolwiek narzędzia, na przykład kija
lub kamienia, uderzenie spowodowałoby rozcięcie skóry i krwawienie ofiary. Teraz
trzeba tylko znalezć sprawcę napadu, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •