[ Pobierz całość w formacie PDF ]

był zupełnie inny niż Paul; prawnik, interesujący się poli-
tyką, starszy i poważniejszy. Dojrzały mężczyzna powi-
nien zrozumieć, że Frances ma rodzinne zobowiązania.
Zresztą byli w sobie tak szaleńczo zakochani. Zdołał ją
namówić, żeby przeprowadziła się do jego mieszkania.
Kiedy powiedziała mu o wszystkim, Adam nie miał nic
przeciwko temu, żeby nadal dzieliła z nim mieszkanie -
i przy okazji łóżko - ale uważał, że na tym etapie jego
kariery angażowanie się w pomoc rodzinie utrzymanki nie
jest właściwym posunięciem. Pamiętała jak uśmiechała się
wtedy, aż zdrętwiała jej twarz. Czuła bezsilną złość, że
znów okazała się idiotką. Dwa razy dała się ponieść uczu-
ciu, powtórnie zaufała mężczyznie i została odrzucona. Jej
wiara w siebie zachwiała się na długo.
Cztery lata pózniej spotkała Kennetha. Po ukończeniu
studiów pracowała wówczas jako dietetyczka w małej pry-
S
R
watnej klinice. Pierwszą rzeczą, jaka zrobiła na niej wra-
żenie, było jego przywiązanie do rodziców. Frances już nie
musiała opiekować się rodzeństwem; wszyscy byli doro-
słymi ludzmi. Wymuszona jednak kiedyś przez okoliczno-
ści odpowiedzialność za innych weszła jej w krew. Kto
chciał, mógł skorzystać.
Ojciec, gdyby jeszcze żył, patrzyłby z upodobaniem na
jej nowego narzeczonego, myślała z gorzkim rozbawie-
niem. Po wielu latach, już za pózno, zdała sobie sprawę,
jak bardzo Kenneth przypominał pasożytnicze rośliny, któ-
rym doktor Smith poświęcił wiele lat swego życia.
- Och, dosyć tego! - mruknęła z irytacją. Tyle ra-
zy przyrzekała sobie, że nie będzie wracać do przygnę-
biających wspomnień. Nawet bez nich czułą się coraz
gorzej.
Następnego dnia obudził ją jakiś łomot - a raczej serią
łomotów - i to zaraz po świcie. Frances usiadła na łóżku
z mocno bijącym sercem, zamętem w głowie i przeświad-
czeniem, że śni jakiś koszmarny sen. Otwarła ostrożnie
jedno oko i spojrzała na budzik. Obie wskazówki znajdo-
wały się u dołu tarczy. Albo budzik się zepsuł, albo jest pół
do szóstej, chyba że zapomniała przestawić go po wy-
jezdzie z Indiany. Mój Boże, o tej porze roku pół do szóstej
to przecież środek nocy!
- A niech to wszyscy diabli! -jęknęła. Opadając z po-
wrotem na łóżko, przykryła głowę poduszką. Nie pomogło.
Kanonada trwała dalej. Po chwili poddała się. Choć na
zewnątrz było całkiem ciemno, pod jej oknami zaczynała
się właśnie trzecia wojna światowa.
Ktoś chyba włączył ogrzewanie, bo było za ciepło. Gło-
wa pękała jej z bólu. Jęcząc, wyrzuciła z siebie kilka prze-
kleństw, prawie zapomnianych od studenckich czasów. I to
S
R
też nie pomogło. Gdyby miała telefon, wezwałaby policję,
straż.
Albo karetkę pogotowia. Czuła się okropnie. Najlepiej,
żeby i ją zastrzelili przy okazji! Wreszcie będzie po wszy-
stkim...
Strzały karabinowe rozbrzmiewały już rzadziej, ale każ-
dy z nich sprawiał, że czuła ból niemal rozsadzający cza-
szkę. %7łołądek nie wytrzymałby następnej porcji aspiryny;
nie miała nic innego. Przecież na tej przeklętej wyspie na
pewno nie znajdzie apteki!
Dobry Boże, ona narzeka! Całe życie nie znosiła narze-
kania! Zwlokła się z łóżka i włożyła kurtkę. Ledwie panu-
jąc nad atakiem mdłości, skierowała się chwiejnie do
drzwi. Jeśli ma wyzionąć ducha bez życzliwej osoby przy
boku, to niech ten gbur wie, gdzie ma odesłać zwłoki&
Brace nie spał już, kiedy zaczęła się strzelanina. Spo-
dziewał się jej, odkąd pogoda się ustaliła. Keegan mówił
mu, że kilku myśliwych, którzy od lat przyjeżdżali tu po-
lować na kaczki, może znowu zawitać na wyspę. Powinien
był uprzedzić tę Jones. Zastanawiał się nad tym przedtem,
ale uznał, że strzelanina nad ranem z pewnością poprawi
jej nastrój. Potem o tym zapomniał. A teraz, cholera, zno-
wu ogarnęło go idiotyczne poczucie winy!
Wychodził spod prysznica, kiedy ktoś załomotał do
drzwi. Dama od Czarnobrodego, bez wątpienia. Złośliwe
iskierki zabłysły mu w oczach, kiedy rozważał w pośpie-
chu, co jej powie.
Kto mógł strzelać? Przemytnicy narkotyków? W to
pewnie nie uwierzy. Inwazja w zatoce... Lokalna wojna
gangów? Brzmi nie najgorzej. Może jej zresztą nic nie
mówić. Niech ta cholerna baba domyśla się najgorszego.
Wyniesie się stąd natychmiast.
S
R
Obwiązał biodra ręcznikiem i włożył buty. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •