[ Pobierz całość w formacie PDF ]
z owymi dwoma kawałkami figurki demona, które wieziemy ze sobą.
Ach, tak? A to dlaczego?
Twierdzi, że otacza je aura zła. Jest zdania, że powinniśmy zaniechać tej
wyprawy.
A mimo wszystko bierze w niej udział?
Oczywiście! Czuwa nad Tiril. I nade mną. Jesteśmy jego jedynymi przyja-
ciółmi.
Fredlund zniżył głos.
A baronówna?
O, ona jest z nami na doczepkę. Staramy się utrzymywać z nią przyjaciel-
skie stosunki, a ona poróżnić nas. Co prawda bez powodzenia. Wiemy jednak,
że i w niej tkwi dobro, chcielibyśmy je z niej wydobyć.
A jakie jest twoje zdanie na temat tej statuetki, panie Müller?
Moje? No cóż, ja dostrzegam jedynie dwa kawałki pokracznej figurki.
Ja także. Z pewnością zauważyłeś jednak, że te wystające krawędzie mo-
głyby pasować do jakiejś dziurki? Na upartego można by powiedzieć, że do dziur-
ki od klucza. Rzecz jasna brakuje co najmniej jednej wypustki.
Owszem, nawet już o tym rozmawialiśmy.
Fredlund podniósł głowę i popatrzył przed siebie. Na jego twarzy malowało
się zdecydowanie. Postanowił odnalezć tajemniczy zamek.
Wkrótce opuścili porośnięte sosnami piaski i wszyscy musieli się pochylić
pod gałęziami pierwszych świerków.
Na co my się właściwie porywamy? myślała Tiril.
Tiveden zamknęło się wokół nich.
Niesamowity las! Taki. . . mistyczny. Przerażający. %7ływy!
68
Pierwsze wrażenie dziewczyny nie było przyjemne, chociaż zachwyciło ją tak-
że niezwykłe piękno tej krainy. Tiril jednak nie miała nastroju, by się nim napa-
wać.
Catherine podjechała do właściciela zajazdu.
Proszę mi opowiedzieć o leśniku zagruchała. Gdzie on mieszka?
Ten leśnik ciągle jej w głowie szepnęła Tiril Erlingowi.
Głowa nie jest chyba tą częścią ciała, o którą chodzi prychnął w odpo-
wiedzi. - Miejmy jednak nadzieję, że go spotkamy, może uwolnimy się od niej
na jakiÅ› czas.
Pokój z nią syknęła Tiril przez zęby. Jechali obok siebie przez polanę
zaścieloną sosnowymi szpilkami. Erling położył rękę na kolanie Tiril.
Dobrze siÄ™ miewasz, moja droga?
Ucieszyła się jego troskliwością.
Wyśmienicie, Erlingu. Wszystko jest takie ciekawe! Brakuje mi tylko do-
mu.
Ja dam ci dom.
Do licha! %7łe też skierowała rozmowę na ten temat! Uśmiech, jakim mu odpo-
wiedziała, wypadł blado.
Gawędząc, jednym uchem przysłuchiwali się przenikliwemu głosowi Cathe-
rine i spokojnym odpowiedziom Fredlunda. Wyjaśnił baronównie, że leśnik jest
cudzoziemcem, kawalerem, i mieszka w przeciwległej części Tiveden, a więc tam,
dokÄ…d teraz zmierzali.
Wspaniale! Catherine bardzo się ucieszyła.
Ty suko, pomyślała Tiril. Ale rób co chcesz.
Słońce przeświecające przez korony wysokich drzew ogrzewało brunatną Zie-
mię, krzewinki i korzenie tworzyły na niej coraz to piękniejsze wzory. Wkrótce
jednak las, stał się bardziej gęsty. Na razie wciąż jechali po mniej więcej rów-
nym terenie. Ale Fredlund już wczeÅ›niej przestrzegaÅ‚, że w Gôrtiven jazda bÄ™dzie
o wiele trudniejsza. Nierówne podłoże, pełne zdradliwych głębokich rozpadlin,
mokradeł i jezior, stromych pagórków, a przede wszystkim kartaczy olbrzymów
wielkich bloków skalnych porozrzucanych tu bezładnie przez lodowiec.
Cieszyli się więc, że przynajmniej na razie jazda nie sprawia kłopotów.
Tiril odwróciła się, by spojrzeć na Móriego.
Jego zachowanie nie dodawało otuchy. Jechał z podniesioną głową, z twarzą
zwróconą ku koronom drzew. Malowała się na niej złowieszcza czujność.
Nie podoba mu się ta podróż przez las, pomyślała. A jakie niebezpieczeń-
stwo może się tu kryć? Drzewa nie stanowią chyba żadnego zagrożenia? Fredlund
ostrzegał nas przed drapieżnikami, ale jedziemy tak liczną grupą, że nie ośmielą
się nas zaatakować. Ich nie musimy się bać.
Fredlund podkreślił ich . Co innego więc miał na myśli?
Jeszcze raz zerknęła na Móriego i wyraz jego twarzy wcale jej nie uspokoił.
69
Nagle Fredlund się zatrzymał. Zeskoczył z konia i podniósł z ziemi kilka ga-
łązek. Przy ścieżce leżał usypany stos gałęzi, on dorzucił tam swoje.
Co to ma znaczyć? dopytywała się Catherine.
To ofiara. W takich miejscach zginęli ludzie. To był akurat zbiegły żołnierz.
Wszyscy powinniście coś rzucić na stos, gałązki albo kamienie, by upewnić się,
że duch zmarłego nie będzie nas prześladować.
Tiril pytająco popatrzyła na Móriego. Kiwnął głową, zsiedli więc z koni. Nero
zle zrozumiał ich zachowanie, potraktował je jako wesołą zabawę w aportowanie
patyków, w końcu jednak przekonali go, że rzucane przez nich gałązki powinny
zostać na stosie.
Podczas jazdy bezustannie czuwali, aby Nero zawsze był w pobliżu. Bali się,
by nie zaczął tropić zwierzyny.
Po jakimś czasie dotarli do miejsca, w którym stał, jak nazwał go Fredlund,
Kamienny Ołtarz. Zarządził tam postój, by ludzie i zwierzęta mogli odpocząć.
Kamienny Ołtarz był ogromnym blokiem z szaroróżowego kamienia. Z jego
szczytu mnisi zwykli odprawiać nabożeństwa dla okolicznych mieszkańców. Wę-
drowcy usadowili siÄ™ w cieniu, rozpakowali przygotowany przez paniÄ… Fredlund
obfity prowiant, w którym znalazło się także wino. Posiłek na trawie smakował
wybornie. Wszyscy się rozprężyli, nawet Móri.
Wraz z końcem postoju nadszedł także kres pogodnej części ich wędrówki.
Słońce dawno już minęło najwyższy punkt na niebie, w lesie pomroczniało,
wszystko dokoła zrobiło się nagle bardziej ponure, straszniejsze.
Móri coraz częściej przerażał Tiril nagłym odwróceniem głowy, jakby docho-
dziły go niepokojące dzwięki z głębi lasu, i pochmurnym spojrzeniem, jakby na
ścieżce dostrzegał coś, czego nie widzieli inni.
W końcu podjechała do niego i popatrzyła pytająco. Znali się już tak dobrze,
że nie potrzebowała nic mówić. I tak wiedział, o co jej chodzi.
Wiele złego się tu wydarzyło, Tiril powiedział cicho, aby nikt oprócz
niej go nie słyszał. Spokojnych wędrowców napadali rozbójnicy. Zbłąkane
dzieci bywały porywane przez dzikie zwierzęta. Ludzie marli z głodu. Samotność,
strach. . .
Rozumiem rzekła cichutko. Mój drogi przyjacielu, tak mi przykro,
że musisz tego wszystkiego doświadczać! Czy ty ich widzisz?
Widzę albo słyszę, czasem po prostu wyczuwam.
Czy sÄ… tu upiory?
O, tak! Ciesz się, że nie masz zdolności, by je zobaczyć!
Nadeszła odpowiednia chwila, by opowiedzieć Móriemu o wieczorze w Ber-
gen, kiedy ujrzała nie tylko kobietę-zjawę, lecz także jego wszystkich straszli-
wych towarzyszy. Pomógł jej w tym specjalny magiczny znak.
Catherine uniemożliwiła to jednak, zanim jeszcze Tiril zdążyła otworzyć usta.
70
O czym wy tak bez przerwy szepczecie? spytała zniecierpliwiona.
Czy nie możemy dołączyć?
Móri posłał jej tylko krzywy uśmiech i zaczął rozmawiać z innymi.
Tiril nie zdawała sobie sprawy, że wciąż bał się zazdrości Catherine. Nawet
przez chwilę nie ufał norweskiej czarownicy.
Chwilę pózniej jego wzrok spoczął na drobnej postaci przyjaciółki. Czułość
i oddanie bijące z jego oczu ogrzałoby jej serce, poczułaby się całkiem bezpiecz-
na.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-
Archiwum
- Strona Główna
- Cole Allan & Bunch Christopher Sten Tom 5 Zemsta Przeklętych
- Św. Tomasz z Akwinu 25. Suma Teologiczna Tom XXV
- Św. Tomasz z Akwinu 19. Suma Teologiczna Tom XIX
- Św. Tomasz z Akwinu 29. Suma Teologiczna Tom XXIX
- Św. Tomasz z Akwinu 35. Suma Teologiczna Tom XXXV
- (30) Niemirski Arkadiusz Pan Samochodzik i... Arsen Lupin tom 1
- 115. Herrmann Paul POKAĹťCIE MI TESTAMENT ADAMA tom 2
- Herrmann Paul POKAĹťCIE MI TESTAMENT ADAMA tom 1
- 0008.Tinsley Nina Narzeczona
- Daniel_Defoe Robinson_Crusoe
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- amerraind.pev.pl